W Hiszpanii strajki, „tego” lub „innego” rodzaju, mają
miejsce codziennie. Nawet już nie zwracam na to specjalnej uwagi, chyba, że dojdzie do większych zamieszek. Strajk, o
którym napiszę, wyjątkowo mnie zainteresował, bo jest kuriozalny.
W miejscowości Jerez, w niektórych szkołach, dzieci nie mają
lekcji, bo do klasy nie da się wejść z
powodu brudu. Strajkują służby porządkowe, sprzątacze i sprzątaczki.
Protestują, bo od sierpnia nie dostają wypłaty. Sytuacja trwa już drugi
tydzień. Na czas protestu, urząd miejski, zaoferował dzieciakom inne sale, w
innej szkole, jednakże nie pomieszczą one prawie 200 uczniów . Rodzice są
bardzo zaniepokojeni i oburzeni tym faktem, zatem sami też zorganizowali
manifestację, pokojową. W poniedziałek zebrali się przed niesprzątaną placówką
z garnkami i „rzeczami robiącymi hałas”, aby zamanifestować swoje
niezadowolenie z zaistniałej sytuacji.
Sprzątający mają zacząć swą pracę jak tylko na ich konto
wpłyną zaległe pieniądze.
Jak donosi dziennik „El Mundo”; część pieniędzy już
wpłynęła, a druga część ma wpłynąć 25.10.2012, zatem strajk zostanie zawieszony
do 5 listopada. Oczywiście jak pracownicy dostaną całą, zaległą kwotę,
przestaną strajkować, a zaczną pracować.
Czy może być w tym kraju normalnie, skoro już dochodzi do
tego typu manifestacji? Nie dziwię się ludziom, że nie pracują jak im się nie
płaci już trzeci miesiąc. Dziwię się tylko rodzicom, którzy zamiast garnków, mogli
wziąć do ręki miotły i trochę w tych klasach posprzątać, dla dobra dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz