"Jesienią zawsze zaczyna się szkoła
A w knajpach zaczyna się picie
Jest tłoczno i duszno, olewa nas kelner
I tak skończymy o świcie"
Pamiętam, jak co roku jesienią,w polskim radiu, grali często piosenkę T-Love- Warszawa. Wywoływało to we mnie jakąś dziwną tęsknotę. Pamiętam, dawno temu, moją drogę do znienawidzonego liceum i chęć, żeby najlepiej zamknąć się w tej knajpie, wśród zapachu skwaśniałego piwska, i wtedy jeszcze- papierosów.
Gdy niedawno przeczytałam wywiad z Muńkiem Staszczykiem i dowiedziałam się, że pisał ten tekst w Londynie, na emigracji, jeszcze bardziej go polubiłam. W tym utworze jest esencja nostalgii za swoim miastem. Za starymi kątami. Za ławką, na której się umawiałeś w każdą środę, z najlepszym kumplem. Za smakiem piwa, z zieloną etykietą. Za ulubionym lumpeksem. Zapachem miasta, jego przestrzenią. Energią, jaką ci daje.
I wędrując po nim, w tej wyimaginowanej czasoprzestrzeni, myślisz, co byś zrobił, gdybyś tam teraz był. Tęsknisz nawet za parkiem, za deszczem. Za tym aromatem zgnilizny i stęchlizny. Za liśćmi przyklejającymi się do podeszwy butów. Za ponurymi spojrzeniami ludzi, towarzyszy niedoli, w te ponure dni. Za szukającymi usprawiedliwienia, w beznadziejnej pogodzie, słowami: No to co? Idziemy się napić? lub jeszcze bardziej uzasadnionym: W taką pogodę, to nic tylko iść do baru!
Jesienią, pod koniec października, dni są coraz krótsze, a wszystkie tęsknoty coraz dłuższe, coraz bardziej lepkie, o zapachu deszczu i podstawki pod kufel z piwem.
Tekst dedykowany kochanej Łodzi, pieprzonej Łodzi.