Hiszpanie nie są narodem, któremu śpieszy się do zawierania związków małżeńskich. Jeśli już ktoś zdecyduje się na ten krok, to zdecydowanie po 30-stce, a nawet po 40-stce.
Powodów jest wiele, przede wszystkim pieniądze. Najskromniejszy nawet ślub sporo kosztuje. Na ogół para, która chce zalegalizować swój związek ma do spłacenia kredyt mieszkaniowy, albo płaci za wynajem i tak ciągle nie ma pieniędzy. Owszem, można wziąć skromny ślub, ale hiszpańscy przyjaciele ci tego nie darują. Gdzie fiesta? Właściwie ślub i wesele robi się dla przyjaciół.
Wiele osób odkłada decyzję nie tylko o małżeństwie, ale także o wyprowadzce z domu. Trzydziestolatkowie , czterdziestolatkowie mieszkający z rodzicami, to całkiem normalna sprawa. Zawsze można zrzucić winę na brak pracy, małe zarobki. Umówmy się jednak. Hiszpanie są bardzo wygodni. Kto chce, ten się wyprowadza, na początku wynajmując mieszkanie na spółkę z kolegami, ale zawsze to lepiej niż mieszkanie z mamą do 40-stki. Hiszpańscy mężczyźni dodatkowo w większości ciepią na syndrom Piotrusia Pana, boją się małżeństwa jak diabeł święconej wody.
Kolejna kwestia, to prawo hiszpańskie, które bardzo faworyzuje kobiety. Jest to związane z wieloletnim kultem tzw. macho i z tym, że przez wiele,wiele lat kobiety nie miały absolutnie nic do powiedzenia. Czy to się zmieniło? Zmienia się, ale bardzo powoli. Hiszpanie są okropnymi seksistami. Przyzwyczajeni do mamusi, która wszystko za nich robiła oraz do modelu: kobieta od garów, facet pracuje, co daje mu prawo do absolutnego nicnierobienia w domu. Już o biciu kobiet nie wspomnę, bo i takie przypadki miały miejsce. Nadal mają miejsce zresztą. Istnieje nawet specjalny numer telefonu pod który maltretowana kobieta może zadzwonić. 116 (Swoją drogą słowo maltretować i molestować pochodzi z j. hiszpańskiego. Maltretować (maltratar- czyli dosłownie źle traktować. Molestar- w hiszpańskim oznacza po prostu przeszkadzać, robić na złość. )
Na szczęście powoli się to zmienia, powiedziałabym, że wręcz prawo zostało teraz skonstruowane tak, iż wielokrotnie krzywdzi mężczyzn. Załóżmy, że istnieje związek formalny, związek partnerski, małżeństwo, a nawet związek nieformalny i pojawia się dziecko. W momencie rozstania, rozwodu, kobieta ma prawo do całego domu, niezależnie od tego, czy pracowała, czy nie. Dziecko z matką zostaje w domu. A facet, niejednokrotnie wraca do rodziców, plus musi obojgu płacić takie alimenty, iż nie stać go na wynajęcie mieszkania. Osobiście znam takie przypadki. Stąd także wynika lęk przed zawieraniem związków formalnych, posiadaniem dzieci.
Często słyszę o podziałach majątku, zanim zostanie zawarte małżeństwo. Rzadko kiedy coś jest wspólne, wszystko jest odseparowane, ludzie żyją razem, ale z tym partnerstwem jest coś nie tak. W tym roku jeden z moich przyjaciół wziął ślub z niehiszpańską kobietą, zresztą on sam Hiszpanem nie jest, choć z obywatelstwem hiszpańskim. Sytuacja rzeczywiście dziwna, bo ożenił się z kobietą, którą zna bardzo mało, widzieli się zaledwie parę razy. Za to zdążyła zajść w ciążę. Postawiła mu warunki: albo się ze mną ożenisz, albo nie przeprowadzam się do Hiszpanii. Wszyscy stukaliśmy się w głowę. Chłopak się ożenił. Majątek, a ma go sporo, przepisał na rodziców.
Słucham ciągle o tych podziałach majątków, o tym, jak to kobiety chcą kogoś okraść i czasem, mówiąc szczerze, trafia mnie już szlag. Nie wszystkie kobiety wychodzą za mąż, bo ktoś ma mieszkanie, czy dom... Już nie wspomnę o kobiecie, która zostawia WSZYSTKO dla tego jedynego i przyjeżdża do innego kraju. Czy naprawdę robią to dla pieniędzy? Czasem te uwagi mnie po prostu denerwują, a wręcz bolą.
Inny przypadek z życia wzięty, kolega. Lat 36, 10 lat spędził w związku z kobietą, ślubu nigdy nie wzięli. Poznał w pracy o 8 lat młodszą Rosjankę. Zostawił poprzednią dziewczynę i po 3 miesiącach znajomości oznajmił, że się żeni. I to w Tajlandii. Życzę mu szczęścia, ale przeszła mi przez głowę pewna myśl. 10 lat wspólnego mieszkania, prania skarpet, majtek, żeby dowiedzieć się, iż twój najukochańszy zostawia cię dla młodszej kobiety. No cóż. Małżeństwo też nie byłoby żadną gwarancją, a jeszcze mieliby za sobą rozwód. Myślałam kiedyś, że jak mężczyzna zbliża się do 40, mądrzeje, statkuje się, uspokaja. Otóż nie. Temat małżeństw w Hiszpanii jest bardzo dziwnym tematem. Jedyne, co jest w tym pewne, to nieprzewidywalność.