Widziałam ją w sobotę. Zmęczona, przygnębiona, z podkrążonymi oczami. Schudła i jak powiedziała: Nadal dochodzę do siebie. Choć nie jest mi jakoś specjalnie bliska, tak bardzo było mi jej żal, że zamiast zadawać niepotrzebne pytania, miałam ochotę ją tak po ludzku przytulić. J. ostatnie dni spędziła w szpitalu, bo poroniła. Nacierpiała się i miała bolesny zabieg. Nie wdawałam się w szczegóły i nie dopytywałam co i jak, gdyż nie sądzę, aby chciała o tym mówić i wracać do tematu. Poza tym dodatkowo przygnębia ją fakt, że znowu się nie udało, już bardzo długo stara się o dziecko.
Pewnie specjalnie nie myślałabym o tym i nie miała jej smutnego spojrzenia przed oczami, gdyby nie to, iż w mojej ojczyźnie komuś przyszedł do głowy okrutny pomysł, który w praktyce chce zabronić kobietom nawet cierpieć w spokoju. Ktoś nie chce pozwolić na przeżywanie swojego bólu i rozpaczy w ciszy, bez podejrzeń o "zbrodnię". A może także nie tylko samotnie, a w towarzystwie śledczych i policji.
Tyle czytam o krajach, w których kobiety traktuje się gorzej niż psa i nagle okazuje się, iż to samo może nastąpić w moim kraju. W imię czego? Obsesji kilku szarlatanów? Modlę się, żeby wrócił zdrowy rozsądek, bo nie chcę martwić się o moją siostrę, przyjaciółki, koleżanki, a nawet obce kobiety. To nie są żarty, to nie jest żaden temat zastępczy jak ktoś chce wmówić, decydowanie o swoim ciele, życiu, zdrowiu, to nasze święte prawo. Nie dajmy sobie odebrać godności.