Kto z nas nie narzekał na swoje życie, bo to mi nie pasuje, bo
tamto? Bo za mało zarabiam, bo za dużo się uczę, bo boli mnie dupa, ręka i
noga. Bo nie pracuję, a mógłbym, bo mam za mało czasu, bo mam za dużo czasu.
Bo żyję w złym kraju, bo politycy nas okradają?
Polacy mogliby dostać Nagrodę Nobla jeśli chodzi o narzekanie,
przysięgam, że wielu moich hiszpańskich przyjaciół ma dużo gorzej niż wielu
polskich i tak nie marudzą. I nie jest to kwestia słońca, bo np. tegoroczna
zima i wiosna były obrzydliwe w Madrycie. Bez słońca. Bez nadziei.
Beznadziejnie.
I sama narzekałam na kilka spraw... I teraz mogłabym naprawdę
ponarzekać, bo mam dużo więcej powodów. Spaliła się firma Enrique. Jako, że jedyny
z nas pracuje, przyjęłam tę wiadomość z przerażeniem. Ostatnie tygodnie były
dla nas stresujące i męczące. Jeśli ktoś ma wyobraźnię, może się domyślić, że
utrata pracy tutaj, to równie dobrze może oznaczać 2 lata niepracowania. Może
oznaczać cokolwiek. Cokolwiek raczej złego niż dobrego.
Miesiąc temu czytałam bardzo ciekawy felieton hiszpańskiego
dziennikarza, który mówi: nie szukaj pracy, to bez sensu. To nie te czasy, gdy
pracy nie brakowało, teraz zyskasz jedynie poczucie, że tracisz czas szukając,
poczucie, że skoro nikt do ciebie nie dzwoni, jesteś nic nie wart. Nie kupuj
mieszkania- mówi felietonista. Będziesz się martwił czy dasz radę spłacić
kredyt, czy nie wyrzucą cię z pracy, czy nie odbiorą mieszkania. Wynajmij-
zyskasz poczucie wolności. Nie szukaj pracy, to bez sensu, pomyśl co wychodzi
ci dobrze i zacznij to robić. Poszukaj innych dróg i możliwości. Zapomnij o
stabilności o rutynie, o wstawaniu od poniedziałku do piątku.
Myślałam, że dziennikarz trochę bredzi, zresztą pisze to ktoś, komu
zajęcia nie brakuje, ani pieniędzy. Udziela dobrych rad innym, sfrustrowanym,
zdesperowanym, zmęczonym… Teraz wiem, że jednak miał sporo racji. Czasy się
zmieniły, trzeba się do tego dostosować, problem w tym, iż nie wszyscy
potrafią. Nie każdy ma talent, z którego może zrobić użytek. Sama znam mnóstwo
ludzi z wykształceniem ledwo podstawowym… co nie oznacza, że brak im jakiś talentów,
ale myślę, iż trudniej im być kreatywnym.
Czasy są ciężkie, dziwnie się żyje w tej Hiszpanii, trochę
balansując, trochę tańcząc. Ostatnie tygodnie czegoś mnie nauczyły, mnie i
Enrique. Nic nie jest dane nam na wieczność. Ani praca, ani udany związek, ani
talent, ani beztroska. Enrique spokorniał, pracy na szczęście nie stracił, ale na
razie będzie zarabiał mniej. A ja się trochę przebudziłam z letargu, myślę o
tym, co napisał felietonista: pomyśl, co wychodzi ci dobrze i zacznij to robić.
I najważniejsze: nie poddawaj się marazmowi i frustracji.