Długo zastanawiałam się czy w ogóle o tym pisać? Szczerze
mówiąc, w duchu, miałam nadzieję, że coś się zmieni i zamiast pisać o gorzkich
realiach, napiszę coś pozytywnego. Coś, co pozwoli komuś uwierzyć w siebie,
doda otuchy i zostawi trochę nadziei.
Otóż nie.
5 lutego minie dokładnie 1,5 roku od kiedy nie pracuję.
Zostawiłam Polskę, zostawiłam pracę. Pojechałam pełna wiary w siebie do
Hiszpanii. Wiary w swoje umiejętności, wykształcenie, charakter.
Pamiętam moją rozmowę z jednym Hiszpanem przed wyjazdem.
Ostrzegał mnie, żeby zapomniała o dobrej pracy. Będę mieszkała blisko Madrytu-
myślę sobie. Na pewno w stolicy jest praca. O, tak, słodka naiwności.
Pierwszą rozmowę o pracę miałam w październiku 2011, gdzie
uprzejma Niemka poinformowała mnie, żebym nie liczyła na otwartość Hiszpanów i
jeśli znajdę pracę, to tylko w międzynarodowych firmach. Nie omieszkała mi
przypomnieć, że mówię po hiszpańsku z niehiszpańskim akcentem. Mówię. Ale mówię
i mówiłam od razu jak przyjechałam, i to całkiem nieźle.
Mój hiszpański nie jest problemem, problemem jest brak
miejsc pracy. Nawet jakbym chciała powysyłać dużo CV, to nie ma gdzie. Firmy
zwalniają pracowników, a nie zatrudniają. Jasne, ktoś tam zatrudnia, ale jest
to kropla w morzu potrzeb. Często na
jedno miejsce startuje 1000 osób, a nawet więcej. Jakie są szanse, że chociażby
do ciebie zadzwonią?
Zawsze staram się wyszukiwać takich zajęć, gdzie wymagają
dobrej znajomości języka angielskiego, wtedy automatycznie mniej osób o takie
stanowisko się ubiega. Wiem, że Hiszpanie bardzo kiepsko znają języki obce.
Nawet wielu dziennikarzy nie posługuje się poprawnie angielskim, przynoszą
sobie wstyd wypowiadając się w radiu czy w telewizji po angielsku. Ja się z
tego śmieję, ale niczego to nie zmienia w moim przypadku, bo i tak Hiszpan woli
zatrudnić w tej chwili Hiszpana.
Najbardziej jednak wkurza mnie, że można tracić dnie na
dostarczanie, wysyłanie CV do wszystkim firm, które przyjdą nam do głowy, a i
tak nikt nawet nie powie, nie odpisze; nie dziękuję, pocałuj mnie w d...ę.
Czasem nie wiem, co myśleć o takich ogłoszeniach, gdzie szukają
kogoś ze znajomością polskiego, gdzie spełniam teoretycznie wszystkie inne,
niejęzykowe wymogi i również firma, czy też pani z biura pośrednictwa pracy,
nie zadzwoni. Nieraz się popłakałam ze
złości, ale wiem, że nic to nie da, oprócz tego, iż zepsuję sobie humor na
resztę dnia.
No właśnie, panie z biur pracy i biura pracy. Uważam za
przekleństwo i idiotyzm. Po pierwsze proces rekrutacyjny trwa miesiącami, po
drugie, pracują tam same kobiety. Nie ukrywam, że wolę rozmawiać z mężczyznami
jeśli chodzi o sprawy zatrudnienia. Dlaczego? Zadają konkretne pytania,
dotyczące pracy, a nie mojego życia począwszy od przedszkola. Najgłupsze
pytanie jakie usłyszałam na rozmowie brzmiało: jakim była Pani uczniem w podstawówce?
Co to, do cholery, ma mieć wspólnego z moją karierą? Nawet jakbym była wstrętnym
bachorem, to udało mi się ukończyć studia, z całkiem niezłym wynikiem, nauczyć
płynnie mówić w trzech językach obcych i mieć odwagę wyjechać do obcego kraju.
A pani? Pani która mnie wtedy „egzaminowała” 2 razy zmieniała godzinę
spotkania, bo coś jej nie pasowało. Zdarzyło mi się też, że osoba z którą
miałam mieć rozmowę, spóźniła się na nią. Wymaga się tyle od innych, ale
niewiele od siebie.
Mogłabym jeszcze długo użalać się nad swoją sytuacją, ale
wątpię, żeby było to ciekawe dla czytającego.
Jest styczeń 2013 r. bezrobocie sięga już 26%, rekord
absolutny w historii Hiszpanii. Prawie 6 milionów osób jest bez pracy. W
Hiszpanii, najwięcej w całej Europie młodych ludzi, nie kończy nawet szkoły
średniej, nie widzi sensu nauki. Po co się męczyć, żeby potem albo
bezskutecznie szukać pracy, albo być inżynierem pracującym jako kelner.
Ciężko się tu zmobilizować do tzw. samorozwoju zawodowego,
rozumiem tych młodych ludzi, ale w życiu bym nie powiedziała, że żałuję
skończonych studiów i nauki. Przygnębia mnie moja bezczynność i bezradność. A
właściwie to wkurwia mnie ta sytuacja, ale nie mam zamiaru rezygnować z walki o
siebie, choć przyznam, że przerosło mnie to wszystko. Pierwszy raz w życiu, coś
idzie bardzo nie po mojej myśli. Pamiętam jak zrozpaczona Hiszpanka, którą
dotknęło wielkie nieszczęście, dużo większe od bezrobocia, powiedziała: Jak Bóg
zamyka ci drzwi, musisz wejść oknem. Trzymam się swoich celów, nie poddaję i myślę,
gdzie jest to okno?
Przy okazji tego wpisu dziękuję O. i A. za niekrytykowanie mnie, nieocenianie, wysłuchanie
i wsparcie.