Przeglądam swoje stare pliki i znajduję ten felieton, z czasów studenckich, kiedy to trzeba było pisać coś "na zaliczenie" na dziennikarstwie. I uśmiecham się sama do siebie, jakbym się naćpała. Śmieję się ze swojej naiwności. Słońce nie rozwiązuje wszystkich problemów. Ale żyć słodką nadzieją jest łatwiej niż gorzkim rozczarowaniem.
Dónde siempre brilla el sol*
„Dzień
dobry Pani, jak się Pani miewa? Trzeba jakoś przetrwać tę pogodę.” - mówi na przystanku jedna kobieta do
drugiej. Może sąsiadki, może koleżanki, zresztą bez różnicy. Obie ubrane w
szare płaszcze i ciemne buty, jak większość ludzi o tej porze roku. Zastanawiam
się nad dwoma rzeczami: co to znaczy, że trzeba przetrwać pogodę? Jakie jest
lekarstwo na brak słońca i pluchę? Codziennie, od miesiąca, wyglądam przez okno w
nadziei, że zobaczę chociaż jeden promień słońca, ale nic się nie zmienia.
Szaro na ulicy, szaro na drzewach, szaro na niebie, życie w trumnie.
Dlaczego
słońce tak nie lubi naszego kraju? Drugą rzecz, nad którą się zastanawiam jest
sposób, w jaki ubierają się ludzie, a właściwie dlaczego w tak ponurym okresie, jakim jest zima, sprzedaje się płaszcze, buty w ciemnych, smutnych kolorach?
Jakby mało było szarości i burości? Mało
kto się uśmiecha, wszyscy jacyś naburmuszeni i napuszeni, zresztą trudno się
dziwić jak się żyje w świecie bez krztyny światła.
Moje myśli w tym smutnym
okresie wędrują daleko na południe, na Teneryfę, gdzie spędziłam wiele czasu.
Wyobrażam sobie, co robią moi znajomi, czy wieje przyjemny wiatr od oceanu,
czy afrykański wiatr od pustyni, który
sprawia, że robi się strasznie duszno i natychmiast po wyjściu spod prysznica
pocisz się jak mysz. Zastanawiam się czy na mojej ulubionej plaży są wielkie
dwumetrowe fale, które nie pozwalają, żeby wejść do wody czy jest odpływ i
widać skały wulkaniczne. Czy dzieci bawią się przeskakując fale czy w sobotnie
wieczory ludzie przyjeżdżają, żeby upijać się rumem i tańczyć w blasku
księżyca, który w tej szerokości geograficznej wydaje się być ogromny.
Ciekawe
czy w autobusie, którym jeździłam do pracy czuć zapach olejku kokosowego,
którym nacierały się ogromne, kolorowo ubrane kobiety z Senegalu. Czy
Marokańczycy nadal zachowują się najgłośniej ze wszystkich, i czy w nocny ktoś
włącza muzykę na cały autobus? Przypominam sobie o ogromnych, paskudnych
karaluchach, które wyłaziły jakby spod ziemi kiedy tylko zaszło słońce. Kto by
pomyślał, że będzie mi ich brakowało.
Patrzę za okno, nie lata nawet mała
muszka, a co dopiero karaluch. Nikt się nie śmieje, nie czuć olejku kokosowego,
wiatr jeśli wieje, to tylko taki, który chciałby urwać głowę, powietrze nie
pachnie oceanem tylko przedwiosenną ziemią, zgnilizną. Na drzewie nie rośnie
ani jeden liść, na trawniku ani jedno źdźbło trawy. Wszyscy wyglądają tak samo, widać tylko szarość i słychać pytanie:
„Dzień
dobry, jak się Pani miewa?”
*
( hiszp.) gdzie zawsze świeci słońce