Babcia Enrique, ta ponad 100-letnia, jest w izolatce, już po raz kolejny w tym roku, choć słyszałam, że już umiera- wiele razy, tym razem lekarze nie dają jej większych szans. Nic jej nie jest, cierpi na starość i problemy z oddychaniem. Nigdy nie wiadomo czy widzisz ją po raz ostatni, choć tak naprawdę tak może być z każdym z nas.
Czasem warto zrobić sobie rachunek sumienia i coś sobie odpuścić, niż robić na siłę, taka mnie naszła refleksja dziś, za sprawą koleżanki, która postanowiła wrócić do Polski. Przyjechała do Madrytu pół roku temu, udało jej się zrobić papiery, nawet zaczęła pracę, ale za 400 euro w Madrycie, niewiele da się zrobić, a tylko praca na pół etatu i to za marne grosze, były w perspektywie. Wraca, spróbowała i wraca. Żałuję, że jej się nie poszczęściło, ale niestety realia są jakie są. Praca jest dla wybranych. Gdyby nie Enrique, dawno bym stąd wyjechała, mogę sobie kochać ten kraj i jego krajobrazy, zachwycać się jedzeniem, ale bez pieniędzy, to nawet umrzeć się nie da, bo cię nie stać na trumnę. Wszystkich tych, którzy porywają się z motyką na słońce, lojalnie uprzedzam, nie pchajcie się gdzieś, gdzie nie ma szans... Do kraju ogarniętego kryzysem, dżumą, ebolą, tam, gdzie może was spotkać rozczarowanie. Czasem lepiej oszczędzić sobie frustracji, choć zawsze można próbować, żeby odczuć coś na własnej skórze.
Telefon od znajomej, wyrzucili ją z pracy po czterech latach, bez powodu. Zmienił się właściciel firmy i wyrzucił wszystkich na bruk, jeszcze jej powiedział, że jej profil nie nadaje się do firmy. Mógł sobie oszczędzić tych bzdur, tych głupich słów. Na szczęście za nieuzasadnione wyrzucenie z roboty, należy się odszkodowanie, ale niesmak pozostaje.
W tym roku w Hiszpanii są wybory parlamentarne, obecny premier przechwala się jak tu się poprawiło odkąd on objął rządy. Z kim bym nie rozmawiała, to raczej się ludziom pogorszyło. Kolega po ekonomii, z wieloletnim doświadczeniem w bankach korporacyjnych, zarabia o połowę mniej, z 2000 euro spadł na 1000. Powiedział, że kończąc studia, miał lepszą pensję... Temu zabrali, tamtemu obcięli.
W najgorszej sytuacji są obecni 30-latkowie. Kiedy kończyli studia i gwałtownie wzrosło bezrobocie, pozamykały się firmy. Ani szans na praktyki, ani perspektyw na pracę. Znający języki wyjechali do Norwegii, Niemiec, Francji. A reszta? Włóczenie się od jednej rozmowy na drugą, akceptowanie prac jednodniowych, udzielanie korepetycji, cokolwiek, byleby nie usiąść i nie zapłakać.
Gdy Hiszpanie, mówili mi jak tu wygląda sytuacja, nie wierzyłam, Enrique przemilczał, bo chciał, żebym do niego przyjechała. Nie wiem czy bym to zrobiła, gdyby ktoś mi powiedział,że zawodowo nie tylko nie będę się rozwijać, ale się cofnę. Może popracowałabym dłużej w Polsce? Może gdzie indziej? Choć niczego mi nie brakuje pod względem materialnym i staram się to doceniać, to co mam, czasem zadaję sobie pytanie: po co tyle się uczyłam? Jednakże z pokorą przełykam codzienną dawkę goryczy i rozczarowań, czekając na weekend, gdzie mogę zapomnieć o porażkach, nacieszyć się tym, co najlepsze ma Hiszpania.