środa, 8 sierpnia 2018

żar tropików- sierpień w Hiszpanii

Gorąco. Bardzo gorąco. Afrykańskie powietrze bardzo często dociera na Półwysep Iberyjski. Fala upałów to 40-42 stopnie (w cieniu rzecz jasna).

Cały dzień chce ci się spać, bo w nocy nie da się spać. Znośna temperatura jest między 5 a 8 rano. Potem znów zaczyna się żar. Przewracasz się z boku na bok. Powietrze stoi i gęstnieje. O 10.00, najpóźniej o 11.00 zamykam szczelnie wszystkie okna, zasłaniam ciężkie, nieprzepuszczające ciepła i światła żaluzje, zostawiam tylko małą szczelinę, żeby mrok nie wpędził mnie w depresję. 

W dzień jeśli pracujesz, pół biedy jeśli jest to klimatyzowane pomieszczenie, jeśli pracujesz na zewnątrz- masz  problem. Woda, polewanie się wodą i cierpienie. Zaleca się niewychodzenie z domu w godzinach między 14.00 a 18.00, a także nieuprawianie sportu w najgorętszy czas, czyli popołudniami... Zawsze jednak znajdzie się jakiś kretyn, który o 15.00 jeździ na rowerze. Jest to jednakże widok rzadki.

14.00- godzina jedzenia, a tu nie chce się jeść, jesz, bo to godzina obiadu. Trochę gazpacho, kawałek ryby, warzywa. Nawet na wino nie masz ochoty, bo zakręci ci się po nim w głowie. Wyglądam o 16.00 przez okno. Żywego ducha nie ma na ulicy. Cisza, wydaje się, że wszyscy się porozpływali, rozpuścili w sosie własnym. Usiłuję poczytać książkę, dwie strony i nagle wzrok staje się coraz bardziej mętny, już nie wiem, co czytam, ani nie wiem gdzie jestem. Zapadam w dziesięciominutowy letarg, a wydaje mi się, że minęły 2 godziny. Otwieram oko jedno, drugie, znów dwie strony książki i letarg. 



Wstaję, robię sobie kawę, ale senność  nie mija. Wstaję , nalewam sobie coli. Letarg nie mija, zaczyna boleć głowa. Poddaję się, kładę się na kanapie. Drzemię pół godziny. Wstaję, robię kolejną kawę. Na trochę się wybudzam. Popołudnie minęło znowu bezproduktywnie i nawet nie mam do siebie pretensji, wieczorem trochę się ożywię. Jedyną rozsądną rzeczą, którą można zrobić jest pójście na basen, nad morze, jednym słowem do wody.

Idę na basen. Jest 18.00, wyjście z domu kojarzy mi się z wyjściem z domu w zimowy, polski poranek przy -25 stopniowym mrozie. Różnica jest taka, że w Polsce następowało uderzenie zimna. Tutaj następuje uderzenie gorąca. Czuję się jakbym weszła do pieca, ale co zrobić, trzeba się na ten basen jakoś dostać. Wsiadam na rower, bo wtedy jest szybciej. Nie ujechałam nawet 3 metrów, a już chce mi się pić, już mnie mdli z gorąca. Pedałuję jednak dzielnie, docieram na basen. Półtorej godziny wytchnienia, trochę pływam, ale głównie moczę się w wodzie. Atmosfera jest taka, że nawet pływać mi się nie chce. Wychodzę z wody.



Pół godziny jest mi w miarę przyjemnie, po pół godzinie znowu to samo, gorąc, rozpalone czoło. Upał, żar, fala gorąca. Rower i do domu. Widzę, że towarzystwo z mojej ulubionej ławki pije sangrię. Podziwiam. Nie skończy się to dobrze, ale na razie bawią się dobrze. Po drodze zatrzymuję się przy moim ulubionym ogrodzie, którego właściciel po godz. 20.00 uruchamia automatyczny zraszacz trawnika. Stoję przy płocie i czekam na krople wody, które polewają moje stopy, myją mi rower. Chwila ulgi. Czekam, aż zraszacz zakręci się 3 razy i jadę przed siebie. W domu zawsze zastanawiam się czy otworzyć okna czy jeszcze nie. Otwieram po 24.00, ale jest 30 stopni, powietrze-  stoi i gęstnieje. Czeka nas kolejna noc tropikalna.  


*Tekst ten napisałam w 2012 roku, po 7 latach mieszkania w Hiszpanii trochę się już do gorącego lata przyzwyczaiłam, jest dużo lepiej, ale na 40- stopniowe fale upałów nie ma mocnych.


poniedziałek, 6 sierpnia 2018

porra antequerana (gazpacho bez ogórka)- hiszpańska zupa na lato

Porra antequerana to jak sama nazwa wskazuje danie pochodzące z Antequery (miasta w pobliżu Malagi). Tak naprawdę to wersja popularnego gazpacho, ale nie dodaje się do niej ogórka. Wykonuje się ją szybko, ale trzeba ją dobrze schłodzić. A oto przepis:

składniki:
1/2 kg dojrzałych pomidorów
1 czerstwa bułka lub białe pieczywo
1 zielona papryka (nie za duża)
1 ząbek czosnku
z pół szklanki dobrej oliwy z oliwek
3-4 łyżki stołowe octu winnego lub jabłkowego
sól i pieprz

składniki dodatkowe (do wyboru):
ugotowane jajko, szynka, tuńczyk, świeży ogórek, czerwona papryka



Przygotowanie:

Do naczynia wlać oliwę i włożyć bułkę, chleb, aby nasiąknęła oliwą. Pokroić zieloną paprykę, pomidory sparzyć, obrać ze skóry, pokroić. Do naczynia z oliwą i chlebem dodać pomidory, paprykę, czosnek, zmiksować, dodać octu (w zależności od gustu, mniej lub więcej), dodać sól i pieprz wedle upodobania. Wszystko dokładnie zmiksować blenderem na gładką masę. Wstawić do lodówki na min. 4 godziny. Zupa musi być bardzo zimna.

Do potrawy dodać pokrojone, ugotowane jajko, tuńczyka lub szynkę i jak ktoś chce pokrojonego drobno ogórka i/ lub paprykę czerwoną.

Zupa jest bardzo prosta i szybka w przygotowaniu, jej sekretem jest dobra oliwa, pomidory oraz proporcje...

SMACZNEGO! 

piątek, 3 sierpnia 2018

Tinto de verano, hiszpańskie lato i gorąc

Hiszpania latem jest właśnie tą Hiszpanią, o której myśli przeciętny Europejczyk, który być może nigdy jej nie odwiedził. Słońce, fiesta, plaża. Plaża- dla tych, którzy mają szczęście mieszkać na morzem. Basen, dla innych.  

Latem słońce i upał dyktują tutaj warunki. Je się inaczej, śpi się inaczej, inaczej spędza czas. Nikt nie je mięsa z wielką ilością ciężkiego sosu, ani fasoli, zamiast tego – gazpacho, sałatki. 

Wino też pije się inaczej. Popularne jest wtedy „tinto de verano”, czyli czerwone, lekkie wino z dużą ilością lodu i dodatkiem wody gazowanej albo fanty cytrynowej i martini. Oczywiście słynna sangria, czyli znowu lekkie, czerwone wino z lodem, świeżymi, pokrojonymi owocami – pomarańczami, cytrynami, truskawkami.  Napój popularny przede wszystkim w Andalzuji – rebujito- czyli  białe wino ze spritem, czasem z dodatkiem listków mięty. Rebujito ma wieloletnią tradycję i sięga czasów wiktoriańskich, było pite w Anglii, znane jako Sherry Cobbler. Piło się go z wodą gazowaną, sokiem cytrynowym,( bo sprite nie istniał), sherry (hiszp. jerez) i lodem, zawsze przez rurkę.



Wieczorem z przyjemnością degustuje się mojito, które jest w Hiszpanii bardzo dobre i niedrogie. Nikt nie pogardzi zimnym piwem, które latem smakuje najlepiej. Piwa hiszpańskie są lekkie, dość słabe- idealne na upał. Idąc do baru nikt nie powie: poproszę piwo, (una cerveza, por favor), ale zamawia się konkretną ilość piwa. Najpopularniejsza jest caña, czyli małe piwko, ewentualnie jarra, czyli duże 0,5 L piwo (jarra to kufel po hiszpańsku) lub botellín, czyli 0,3L butelka piwa. Oczywiście tych małych piwek w ciągu jednego wieczoru można wypić naprawdę sporo, a lepiej zamówić małe, bo zdążymy je wypić zanim się nagrzeje i wygazuje

Należy pamiętać, że o pewnych godzinach, latem, lepiej nie wychodzić z domu, z hotelu. Pewne godziny to między 14.00 a 19.00, po pierwsze, bo jest to pora jedzenia i siesty. Siesta oznacza, że większość sklepów jest pozamykana. Zamknięte są też urzędy, banki i poczta, zatem i tak nic w tych godzinach nie załatwimy, co najwyżej pocałujemy klamkę. Po drugie - wtedy słońce naprawdę grzeje i jak ktoś sobie z godzinkę pospaceruje, to zatęskni szybko za chłodem domu. Na pewno niejeden turysta, który przyjedzie do Hiszpanii, zdziwi się, że w tych godzinach naprawdę nic się nie dzieje. Po kilku dniach pobytu szybko zrozumie tutejsze zwyczaje i o godz. 16.00 grzecznie utnie sobie drzemkę.  Hiszpanie w tych godzinach nie siedzą nawet na plaży, chyba, że w cieniu pod parasolem. Za to można spotkać opalających się Anglików, Skandynawów, którzy w dniu następnym będę się okładać zimnym jogurtem lub leczyć z udaru.



W dzień okna są pozamykane, żaluzje pozasłaniane. Jeśli raz ciepłe powietrze wkradnie się do domu, to ciężko je stamtąd wygonić. Okna, najwcześniej można otworzyć jak zajdzie słońce, czyli po 22.00. Ale często chłodniej robi się dopiero po 24:00. Wieczorem Hiszpanie wychodzą na ulicę, jak dżdżownice po deszczu, puste ulice zapełniają się, puste bary są wypchane. Ludzie przelewają się jak  piwo z kufla. Ponownie otwierają się sklepy. Małe sklepiki mają siestę, tylko duże markety i dyskonty są otwarte cały czas. Wszystkie sklepy otwierają się po 9.00, nie ma zwyczaju otwierania sklepu o 6.00 czy o 7.00, nikt tu nie chodzi po bułki na śniadanie. Ławki są pozajmowane przez mieszkańców, jest głośno, ludzie przekrzykują się, każdy chce coś powiedzieć. Świat budzi się z letargu aż do północy w zwykłe dni i aż do rana w weekend.

Pod koniec czerwca można mieć nadzieję, że w nocy będzie trochę wiatru. Wiatru chłodnego, który pozwala spać, koi i tuli do snu. Najgorsze są noce tzw. tropikalne, kiedy temperatura nie spada poniżej 24 stopni. Wtedy powietrze stoi, śpi się źle. Ponoć, gdy temperatura przekracza 22 stopnie w nocy, człowiek nie śpi normalnie. Jeśli na chwilę się zdrzemnie, za chwilę się budzi. Cantabria zawsze śpi spokojnie,  w nocy temperatury nie przekraczają 18 C.

I letnie dyskoteki, hity jednego sezonu. Ciekawe, że bardzo dużo z nich jest śpiewanych właśnie po hiszpańsku. Słynna „Macarena” Los del Rio, „La Bamba” Los Lobos, „Bailando” Loona, „Bomba” King Africa,”Livin la vida Loca” Ricky Martin, “Gasolina” Daddy –Yankee, “Obsesion” Aventura, “I know you want me” Pitbull, “Danza Kuduro” Don Omar… można by długo wymieniać.  Jeśli komuś nic nie mówią te tytuły, proponuję posłuchać. Piosenki wprowadzają w letni, imprezowy nastrój. Twórcy tych letnich przebojów z pewnością sprytnie odwołują się do hiszpańskiego stereotypu fiesty, wakacji. I nawet ci, co mogliby śpiewać w innym języku, preferują hiszpański.


Latem nie trzeba się martwić, czy będzie padało, czy uda się weekend. Oglądając prognozy pogody patrzę tylko czy będzie gorąco czy bardzo gorąco. Każdy szuka cienia, kawałka ręcznika, na którym można się położyć i opalać. Basenu, w którym można się schłodzić. Bryzy, która przyjemnie powiewa. Lodu w sangrii, gazpacho w lodówce. Możliwości ucieczki z miasta, fiesty, piosenki na jedną noc.