Gorąco. Bardzo
gorąco. Afrykańskie powietrze bardzo często dociera na Półwysep Iberyjski. Fala upałów to 40-42 stopnie (w cieniu rzecz jasna).
Cały dzień
chce ci się spać, bo w nocy nie da się spać. Znośna temperatura jest między 5 a
8 rano. Potem znów zaczyna się żar. Przewracasz się z boku na bok. Powietrze
stoi i gęstnieje. O 10.00, najpóźniej o 11.00 zamykam szczelnie wszystkie okna,
zasłaniam ciężkie, nieprzepuszczające ciepła i światła żaluzje, zostawiam tylko
małą szczelinę, żeby mrok nie wpędził mnie w depresję.
W dzień jeśli pracujesz,
pół biedy jeśli jest to klimatyzowane pomieszczenie, jeśli pracujesz na
zewnątrz- masz problem. Woda, polewanie się wodą i cierpienie. Zaleca się
niewychodzenie z domu w godzinach między 14.00 a 18.00, a także nieuprawianie
sportu w najgorętszy czas, czyli popołudniami... Zawsze jednak znajdzie się
jakiś kretyn, który o 15.00 jeździ na rowerze. Jest to jednakże widok rzadki.
14.00-
godzina jedzenia, a tu nie chce się jeść, jesz, bo to godzina obiadu. Trochę
gazpacho, kawałek ryby, warzywa. Nawet na wino nie masz ochoty, bo zakręci ci
się po nim w głowie. Wyglądam o 16.00 przez okno. Żywego ducha nie ma na ulicy.
Cisza, wydaje się, że wszyscy się porozpływali, rozpuścili w sosie własnym. Usiłuję poczytać książkę, dwie strony i nagle wzrok staje się coraz bardziej mętny, już nie wiem, co czytam,
ani nie wiem gdzie jestem. Zapadam w dziesięciominutowy letarg, a wydaje mi
się, że minęły 2 godziny. Otwieram oko jedno, drugie, znów dwie strony książki i
letarg.
Wstaję, robię sobie kawę, ale senność nie mija. Wstaję , nalewam
sobie coli. Letarg nie mija, zaczyna boleć głowa. Poddaję się, kładę się na kanapie.
Drzemię pół godziny. Wstaję, robię kolejną kawę. Na trochę się wybudzam.
Popołudnie minęło znowu bezproduktywnie i nawet nie mam do siebie pretensji,
wieczorem trochę się ożywię. Jedyną rozsądną rzeczą, którą można zrobić jest
pójście na basen, nad morze, jednym słowem do wody.
Idę na basen.
Jest 18.00, wyjście z domu kojarzy mi się z wyjściem z domu w zimowy, polski
poranek przy -25 stopniowym mrozie. Różnica jest taka, że w Polsce następowało
uderzenie zimna. Tutaj następuje uderzenie gorąca. Czuję się jakbym weszła do
pieca, ale co zrobić, trzeba się na ten basen jakoś dostać. Wsiadam na rower,
bo wtedy jest szybciej. Nie ujechałam nawet 3 metrów, a już chce mi się pić,
już mnie mdli z gorąca. Pedałuję jednak dzielnie, docieram na basen. Półtorej
godziny wytchnienia, trochę pływam, ale głównie moczę się w wodzie. Atmosfera
jest taka, że nawet pływać mi się nie chce. Wychodzę z wody.
Pół godziny
jest mi w miarę przyjemnie, po pół godzinie znowu to samo, gorąc, rozpalone
czoło. Upał, żar, fala gorąca. Rower i do domu. Widzę, że towarzystwo z mojej
ulubionej ławki pije sangrię. Podziwiam. Nie skończy się to dobrze, ale na
razie bawią się dobrze. Po drodze zatrzymuję się przy moim ulubionym ogrodzie,
którego właściciel po godz. 20.00 uruchamia automatyczny zraszacz trawnika.
Stoję przy płocie i czekam na krople wody, które polewają moje stopy, myją mi
rower. Chwila ulgi. Czekam, aż zraszacz zakręci się 3 razy i jadę przed siebie.
W domu zawsze zastanawiam się czy otworzyć okna czy jeszcze nie. Otwieram po 24.00,
ale jest 30 stopni, powietrze- stoi i gęstnieje. Czeka nas kolejna noc
tropikalna.
*Tekst ten napisałam w 2012 roku, po 7 latach mieszkania w Hiszpanii trochę się już do gorącego lata przyzwyczaiłam, jest dużo lepiej, ale na 40- stopniowe fale upałów nie ma mocnych.
Lubię ciepło, ale gdy temperatura przekracza 30 stopni nawet ja narzekam na upał. Nie wyobrażam sobie 40 stopni, toż to musi być piekło!!!
OdpowiedzUsuńLato w tym roku piękne... ale coś mi się widzi, że jesień tuż tuż :).
Pozdrawiam serdecznie Aniu :)!!!
Ja byłam w Andaluzji w lutym i wtedy temperatura była idealna - 20 stopni, więc zwiedzało się super.
OdpowiedzUsuń40 stopni to zdecydowanie troszkę za dużo:)
Chociaż w Polsce tegoroczne lato bardzo przypomina bardzo hiszpańskie:)
Pozdrawiam:)
Oj, ciężko przetrwać takie upały. Nogi mi strasznie puchną, jest mi niedobrze.
OdpowiedzUsuńDla mnie maks to 30 stopni.:)
Pozdrawiam serdecznie.