Esmeralda, babcia Enrique, w wakacje wylądowała w szpitalu. Nogi tak jej
spuchły, że nie mogła już postawić kroku. Mało tego, wypadł jej bark. Akurat
działo się to wszystko jak byliśmy we Włoszech. Niestety kobieta, z której
byłam tak dumna, która w wieku 99 lat mieszkała sama, ubierała się sama, była
całkowicie samodzielna, z dnia na dzień stała się zależna od innych.Od września
musiała zamieszkać w domu opieki dla starszych. Nie chcę mówić „dom starców”,
bo nie podoba mi się to określenie. Po hiszpańsku „residencia”. Jakoś lepiej
brzmi.
W rezydencji nie jest źle. Ma dobrą opiekę, koleżanki, bardzo dobre jedzenie, wręcz jak mówi, jest go
za dużo i mnóstwo się marnuje. Wcale się nie dziwię, że tak ich karmią, gdyby
jedzenia było za mało, ktoś narzekałby, że jest za mało. W rezydencji jest
wspólna sala, gdzie starsi ludzie siedzą cały dzień, nie wolno im przebywać samemu
w pokojach. Mają być razem, rozmawiać, grać w karty, wychodzić do ogrodu. Poza
tym mają salę ćwiczeń, kawiarnię, salę
telewizyjną. Starsi ludzie są przeróżni. Niektórzy jak Esmseralda, sympatyczni
i w miarę nieupierdliwi, ale niektórzy nie do wytrzymania. Cały czas niezadowoleni
i marudzący, ich podstawowym problemem jest to, że nie chcą tu przebywać.
-Chcę do domu- mówi koleżanka Esmeraldy.
-Mamo, nie marudź, ja naprawdę nie mogę zrobić dla Ciebie
więcej. Masz sto lat.
-Nie sto, tylko 99.
Nikt nie lubi jak się go postarza.
-Ech, gdybym mogła chodzić- wzdycha Esmeralda.
Esmeralda wciąż ma nadzieję, że wstanie w z wózka. Chodzi na
rehabilitację i trenuje. Niestety rehabilitant powiedział, iż raczej już nie
wstanie. Serce ma zdrowe, umysł sprawny, ale ciało już nie ma siły.
-Nudzi mi się tu. W Aranjuez miałam koleżanki, tu jestem
sama- żali się.
Nikt tak jak ja. nie zrozumie jej lepiej. Mnie też brakuje
koleżanek, kolegów, moich miejsc. Z tym, że ja mogę robić wszystko na co mam
ochotę, Esmseralda już nie.
Patrząc na tych wszystkich starszych ludzi, mam wrażenie, iż
życie człowieka zatacza koło. Rodzi się dziecko, dorasta, jest dorosłe,
starzeje się i staruszkowie znów są jak dzieci. Nierzadko mówiący głupoty,
bezradni, potrzebujący naszej pomocy, uwagi i miłości. Wchodząc do rezydencji,
wchodzisz do całkiem innego świata. Twoje problemy stają się nieistotne,
rzeczywistość ma inny wymiar.
-Wczoraj jeździłam tu na rowerze wokół budynku, z moją mamą-
chwali się jedna z rezydentek.
-To ile twoja mama ma lat?- pyta ktoś.
-Ja mam 90, więc myślę, że moja mama ma 120 lat- odpowiada
kobieta, której brak jednej nogi.
Siedzę na ławce i przeglądam gazetę, tę o niczym, gdzie można
poczytać o gwiazdach, plotkach i tak dalej.
-Jak zobaczysz zdjęcie dziewczyn w bikini, pokaż mi- mówi
starszy pan.
- Ale jest październik, zdjęcia dziewczyn w bikini ukazują
się w sierpniu- odpowiada moja teściowa.
Przypomina mi się nasza polska, urodzinowa piosenka „100 lat,
niech żyje, żyje nam.” W Hiszpanii śpiewają „ Cumpleaños feliz” czyli po prostu-
wesołych urodzin. I nie życzą sobie stu lat, tylko szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz