W tym roku miałam przyjemność uczestniczyć we wspaniałej
fieście w Walencji- Las Fallas. Jest to najlepsze wydarzenie, w jakim do tej
pory uczestniczyłam w Hiszpanii.
Las Fallas to pierwsza wielka fiesta otwierająca rok fiestowy
w Hiszpanii. Trwa kilka dni, między 15 a 19 marca. Obchodzona na cześć patrona
stolarzy- Świętego Józefa. W polskiej nomenklaturze zwana jest Świętem Ognia.
Słowo „Falla” pochodzi ze średniowiecznego walencyjskiego i
oznacza - znicz, który niegdyś zapalało się na wieżach strażniczych miasta.
Legenda głosi, że święto wywodzi się ze zwyczaju spalania
przez stolarzy w wigilię imienin ich patrona Św. Józefa, resztek drewna, które
zostały w warsztacie. Można powiedzieć, że na wiosnę robili porządki.
Inna wersja mówi, że „tradycja spalania” ma korzenie
pogańskie, jak wiadomo ogień- niszczy, ale także oczyszcza.
Pierwsze oficjalne zapiski dotyczące Las Fallas pochodzą z
1740 r. Mieszkańcy Walencji
skonstruowali z papieru i wosku, osoby, postacie ze swojej dzielnicy, po to,
aby się z nich pośmiać. W budowie fallas, uczestniczyli wszyscy sąsiedzi.
Oprócz tego dzieci chodziły od domu do domu prosząc o „una estroteta
velleta- (walencyjski- stary dywan)”,
zawołanie to przerodziło się w piosenkę, chodziło o to, by pozbierać z domów
wszystkie stare meble, niepotrzebne rzeczy
i na koniec fiesty spalić je wraz
z las fallas( konstrukcjami z wosku i kartonu).
Współcześnie Las Fallas oznacza zarówno fiestę jak i właśnie
zrobione z wosku, kartonu, pięknie pomalowane figury znajdujące się w tym
okresie w całej Walencji. W samej Walencji rozmiesza się około 385 figur i w
regionie pozostałe 250. Ostatniego dnia
święta – 19 marca, specjalna komisja przyznaje nagrodę dla najlepszej falli.
Woskowe konstrukcje odzwierciedlają rzeczywistość, tak jak kiedyś, wyśmiewają
znane osoby, najczęściej ze świata polityki, a także są komentarzem obecnych
wydarzeń. W tym roku zwycięska falla przedstawiała premiera Hiszpanii Rajoya
wraz z kanclerz Angelą Merkel.
Niemal na każdej ulicy w mieście można spotkać „casa fallera”
jest to miejsce, gdzie oprócz tego, że można się tam pobawić, spotykają się
specjalne komisje, które usiłują pozyskać środki na fiestę, a konkretnie na
konstrukcje fallas. Figury są bardzo drogie, cała fiesta spotyka się z licznymi
krytykami z powodu ogromnych kosztów, jakie ponosi państwo, lecz przede
wszystkim „comunidad valenciana- region Walencji”. W tym roku najdroższa falla kosztowała urząd
200 000 euro. A koszt organizacji całej fiesty wyniósł ok. 1,7 mln. euro.
Ktoś z zewnątrz zapewne stuknąłby się w głowę, ale Walencja bez fallas, to nie
Walencja, to tak jakby w Krakowie usunąć Wawel.
Kolejną charakterystyczną rzeczą dla tej imprezy są tradycyjne
stroje. Chyba one zrobiły na mnie największe wrażenie, są ręcznie haftowane,
dopracowane w najmniejszym szczególe. Dzieła sztuki! Kobiety noszą długie,
szerokie suknie, wykończone koronkami. Na głowie mają najczęściej trzy koki,
jeden z tyłu i dwa po bokach, przy uszach.
Mężczyźni również zakładają tradycyjne stroje, choć nie robią one
takiego wrażenia jak stroje kobiet. Mężczyzna fallero ubiera białą koszulę, na
to kolorową, haftowaną kamizelkę oraz coś co nazwałabym spodenkami- rybaczkami
i do tego długie białe skarpety.
Walencjanie uwielbiają huk i petardy. W okresie Fallas cały
czas odbywają się pokazy sztucznych ogni, każde dziecko biega po ulicy i rzuca
petardy, które robią duży huk i duży smród.
Fallas pachną prochem strzelniczym. Codziennie o godz. 14.00 odbywa się „przedstawienie”
zwane La mascletá, nazwa pochodzi od rodzaju petardy- masclety. Polega to na
pokazach pirotechnicznych, a przede wszystkim robieniu ogromnego huku, hałas
dochodzi do 120 decybeli. Jest to pokaz, który bardzo doceniają i lubią
walencjanie, natomiast nie rozumieją go turyści. Masletá nie jest kwestią „oglądania”
sztucznych ogni, ale poczucia huku, energii. Wrażenia są podobne do
uczestniczenia w koncercie.
Jeśli ktoś chce się wyspać, to na pewno nie w Fallas, od
rana po ulicach przechadzają się pierwsi fallerzy( uczestniczy fallas) i
rzucają petardami, fiesta, to fiesta. Trzeba wstać i bawić się od nowa.
Tradycyjnie poprzebierani ludzi przez cały czas trwania
Fallas, maszerują ulicami Walencji, grając i śpiewając tradycyjne piosenki.
plac z kwiatami dla patronki miasta
Na placu „Virgen de Las Desamparados” , patronki miasta,
ustawiana jest ogromna 14 metrowa figura Maryi Dziewicy (desemaparados-
bezdomni), która przystrajana jest kwiatami. Wygląda to imponująco.
W nocy z 18 na 19 marca zwanej „La Nit del Foc” ( Noc Ognia)
odbywa się pokaz sztucznych ogni, które przez około 20 minut rozświetlają niebo
Walencji.
Ostatnim i
najsmutniejszym aktem Las Fallas jest” La Nit de Cremá” ( Noc Spalenia), ma
miejsce 19 marca, specjalne komisje
przyznają nagrody najlepszym fallom i wszystko idzie z dymem. Każda, z pięknych
figurek zostaje spalona. Nad całą akcją czuwa straż pożarna, ponieważ figury
zrobione są z papieru oraz wosku, palą się błyskawicznie. Podczas tego
wydarzenia wielu mieszkańców Walencji płacze, szczególnie dzieci.
Jak wcześniej wspomniałam fiesta spotyka się z licznymi
krytykami, bo wydaje się na nią dużo pieniędzy. Dla mnie to było niesamowite
przeżycie, jestem pełna podziwu dla Hiszpanów, którzy potrafią szanować tak
stare tradycje i zrobić z tego pokaz na
skalę międzynarodową. W tym okresie przyjeżdża mnóstwo turystów z całego
świata. Wszystkie te wydarzenia,
zwłaszcza La Mascletá i La Nit de Cremá mają niesamowitą moc- oczyszczającą.
Nie zrozumie tego, ktoś , kto tego nie widział, nie poczuł, nie przeżył. Święto
Ognia, Święto Wiosny, czas zostawić, coś za sobą, zrobić porządek ze swoim
życiem, oczyścić myśli i przede wszystkim świetnie się przy tym bawić.
Świetny wpis na rozgrzanie, kiedy za oknem u nas pada śnieg. :)
OdpowiedzUsuńJa jestem w ogóle pod wrażeniem tego, jak Hiszpanie potrafią świętować. Tam wszystko jest dobrym powodem do zabawy. O Las Fallas słyszałam już wcześniej, musi być ciekawie :)
OdpowiedzUsuńTo na pewno wielkie przeżycie móc uczestniczyć w takim święcie?
OdpowiedzUsuńTo musiała byc przygoda. Ja osobiście uwielbiam bywac na takich zagranicznych obchodach, są takie inne niz nasze, chociaż i u nas sa fajne tradycje.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie artykuły! Mogę się dużo dowiedzieć o świecie, o miejscach, których być może nigdy nie zobaczę (chociaż kto wie?) i o ciekawych wydarzeniach. Z przyjemnością poczytałam i pooglądałam :)
OdpowiedzUsuńAle Ci zazdroszczę tej imprezy! Może i ja kiedyś zobaczę to na własne oczy :)
OdpowiedzUsuńAż mi się zachciało wiosennych porządków :P
OdpowiedzUsuń