poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Matavenero cz.2

Siadam przy stole, witam się z nowo poznanymi ludźmi. Wysoki, szczupły mężczyzna, z niehiszpańskim akcentem pyta mnie:

- I co sądzisz o tym miejscu? Dziwne, nie?

- No, troszkę dziwne.

Manuel śmieje się.

-Jak pierwszy raz tu przyjechałem, pomyślałem sobie: gdzie, do cholery, jestem? 


Manuel jest Szwajcarem, kiedyś był sportowcem, zresztą widać to nawet teraz. Nie jest z tych, co urodzili się w Matavenero, nie poprzestawiały mu się klepki. Jest zadbany, czysty, ładnie pachnie, codziennie zmienia koszulkę. Gdyby coś mu się stało, w Szwajcarii czekałby na niego opiekun, taksówka oraz dożywotnia emerytura. Manuel jest przed 60, więc czasem myśli o takich sprawach. Szwajcaria dba o swoich obywateli. 


Kolejnymi osobami, które tego dnia poznaję jest Juanjo i jego dziewczyna Noema oraz córka Noemy Nalua. Juanojo jest wegetarianinem,ba, nie je nawet soli. Raczej milczący, mało sympatyczny. Noema pochodzi z Galicji, ma bardzo silny galicyjski akcent i jest antypatyczna. Opowiada Norze o tym, co się działo przez ostatnie dwa miesiące. Każdy tu każdego obgaduje. 

Społeczeństwo z wioski jest niewielkie, nie mają telenowel, nie chodzą do „normalnej” pracy, na siłownię, do sklepów, wszędzie tam, gdzie ma się kontakt z ludźmi. Wszystko co znają mieści się w Matavenero. Mówią dużo o innych, o sąsiadach, o kolegach. I mówią źle. Często z nienawiścią, z zawiścią. Potrzebują się nawzajem, chyba tylko to sprawia, iż się jakoś tolerują. Ty mi dasz chleb, ja ci pomogę wykopać rów. Wszystko tak tu funkcjonuje. Na zasadzie wymiany usług.  Nikt nie ma tu pieniędzy, zresztą i tak niczego nie da się kupić.  

Myślałam, że ludzie, którzy wygłaszają hasła wolności, miłości są bardziej otwarci, bardziej bezinteresowni. W żadnym miejscu, w którym dotychczas byłam nie spotkałam się z tyloma dziwakami i nie byli oni pozytywnie dziwni. Przyszła mi na myśl- sekta, obóz, w którym zamyka się ludzi i wtedy najlepiej można zaobserwować różnego rodzaju zachowania społeczne. Trudne warunki, brak łatwego dostępu do jedzenia, wszystko to wyzwala negatywne emocje i zachowania. Każdy chce przetrwać.  


Szybko można  było się przekonać, kto  w Matavenero ma pieniądze i kto często wychodzi na zewnątrz. Odniosłam wrażenie, że miejsce to jest na swój sposób- koszmarne, ludzie sami z własnej woli tu żyją, izolując się od świata, od tego wszystkiego, co ułatwia życie, choć jednocześnie czyni nas niewolnikami. Niewolnikami zakupów , mód, ładowarek, facebooków, zegarka, budzika.  


I choć każdy wciąż mówi tu o projektach, niewiele się tam robi, niewiele się tam dzieje. Latem jest praca przy ogrodzie, jesienią robi się przetwory, ale zimą nie robi się absolutnie nic. Wdech, wydech.


Dochodzą problemy z dostępem do drogi, bo od listopada do marca pada śnieg.  Woda zamarza, pojawiają się problemy z prądem.  Chyba jedyne, czego tu nie brakuje, to marihuana. Dlatego niektórzy wybierają takie życie, gdzie nic nie trzeba, tak, można nazwać to wolnością. Jak mówi Nora: tylko tu wstajesz i chodzisz po wiosce bez ubrania, gdy masz na to ochotę.  


Nalua- córka Noemy jest bardzo ładną dziewczynką. Czarne włosy, niebieskie oczy. Ma trzy lata i gada jak najęta. Chodzi bez majtek, jak większość dzieci tutaj. Ma spódniczkę tak brudną jakby nie była prana z miesiąc. Po jej kręconych włosach skaczą wszy. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy. 


W nocy wychodzę przed dom, patrzę w niebo. Chyba  w życiu nie widziałam tylu gwiazd naraz. Nie miałam pojęcia o ich istnieniu. Świerszcze nie przestają grać. Nie jest to monotonne cykanie. Koncertują w wielu odcieniach. Milkną dopiero nad ranem, gdy wstaje słońce.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz