Matavenero to miejsce, o którym zapomniał
nawet diabeł. Wioska w górach, w prowincji Castilla y León. Słynie z tego, że mieszkają w niej hipisi,
punkowcy, cyrkowcy, ludzie, którzy nie umieją żyć w społeczeństwie… Co roku odbywają się tu festiwale żonglerów,
kursy pieczenia chleba, robienia mydła domowymi sposobami. Ludzie wygłaszają
hasła: bądźmy bliżej natury, love, peace and freedom.
Jeśli ktoś chce się wyciągnąć wtyczkę z
odbiornika pt. cywilizacja, dobrze trafił. Nie ma tu zasięgu, telefony nie
działają, nikt nie ma telewizora, nie ma nawet sklepów. Nie kupisz tu chleba,
mąki, alkoholu, niczego. Żeby dostać się
do Matavenero trzeba skręcić w leśną dróżkę, a następnie zostawić samochód na
parkingu i dalej na pieszo… Schodzi się w dół. Jeśli chcesz się tu wybrać,
zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przede wszystkim jedzenie, ubrania,
latarkę i papier toaletowy.
Zapomnij o
tym, co nazywasz normalnością. Zmień swoje nastawienie, a miło spędzisz tu
czas…
Wdech, wydech, wdech, wydech. Zacznij
przyzwyczajać się do zapachu marihuany. Jest częścią powietrza, którym się tu
oddycha. Czy tego chcesz czy nie, przeniesie cię w inną czasoprzestrzeń.
Chociaż czas to niezbyt właściwe słowo.
Nikt nie ma tu zegarka, godziny wyznaczają wschody i zachody słońca. Latem
ludzie skupiają się na pielęgnacji swoich ogródków, żeby mieć co jeść. Zimą siedzą,
a to u jednych, a to u drugich. Wdech, wydech. Każdy ciągle mówi o projektach,
o tym, co ma do zrobienia. Mamy dużo pracy, harujemy tu jak woły. Ciągle to
słyszałam. Przez 3 dni widziałam tylko jednego człowieka, który pracował.
Dwudziestoletni chłopak- Namaste. Ma dwójkę rodzeństwa, ojciec nie żyje, matka
jest czarownicą. Zajmuje się kartami, reiki, energiami. Wszystkim, oprócz
własnych dzieci. Namaste pachnie polem i kozami, jak sam twierdzi nic nie jest
mu potrzebne do szczęścia. Nie umie żyć w innym świecie. Zresztą inny świat
poza Matavenero nie istnieje. Sam piecze chleb, robi ser, hoduje kozy i
pomidory.
-Nie będę pracował jak niewolnik, za 40 euro miesięcznie
przeżyję. Ludzie są głupi, pracują po 8-9 godzin dziennie za marne grosze. To
niewolnictwo. Albo tacy Rumuni czy Polacy, pracują za 5 euro za godzinę przy
zbiorze winogron.
-Uważaj, co mówisz, Anna jest Polką- wtrąca
się Nora ( moja przyjaciółka).
-Nie przejmuj się, ja się nie przepracowuję-
odpowiadam. I dodaję w myślach: bo nie muszę, bo nie brakuje mi niczego i za 40
euro, które starczają ci na miesiąc, spędzamy dobrze piątkowy wieczór. Jesteśmy
niewolnikami i burżujami.
W Matavenero mieszka sporo Niemców i
Szwajcarów. Podejrzewam, że pobierają
różnego rodzaju zapomogi, bo Niemcy dbają o swoich obywateli. Jeśli ktoś
przedstawi dokumenty potwierdzające, iż jest zameldowany w Hiszpanii, nie
pracuje od co najmniej dwóch lat, należy mu się pomoc. Dlatego w Matavenero nie
ma Polaków, są za to w Andaluzji, gdzie zbiera się oliwki i na winobraniu za 5
euro za godzinę.
Spaceruję, widzę takie okazy motyli, o których
tylko czytałam w przewodnikach, wszelkiego rodzaju rusałki i małe cudo- paź
królowej, chciałabym zrobić mu zdjęcie, ale jest za gorąco, nie mam siły na
gonitwę. Nora daje mi lekcję z flory. Wrotycz jest dobra na nieregularne
miesiączki, wywar z łopianu oczyszcza cerę z toksyn. Jaskier zwalcza
brodawki. Idziemy nad rzekę. Woda jest
taka, jak w lodówce, ale mimo wszystko przyjemnie jest się schłodzić. Zmyć brud
Matavenero. Zapach kóz i siana.
Domy w wiosce przypominają lepianki, szałasy,
nikt nie ma pralki, zmywarki, telewizora. Nie wiem czy ktokolwiek ma łaziankę.
Potrzeby fizjologiczne załatwia się na zewnątrz. W drewnianych budkach. Budka
naszych przyjaciół, nie była nawet dobrze zabudowana. Jeśli ktoś chciał,
spokojnie mógł zobaczyć, co robisz. Zresztą i tak jeśli się mało je, do
ubikacji chodzi się raz na trzy dni.( Ludzie mało tu jedzą, głównie sery i
warzywa. ) Jak wyglądają prysznice, nie mam pojęcia, bo tam nie dotarłam. Zresztą
patrząc na mieszkańców Matavenero, sądzę, że niektórzy też nie wiedzą.
-Mój syn nie mył się od dwóch tygodni, ma
dziewięć lat, sam powinien wiedzieć, że trzeba się myć. Powiedziałem mu, że
będzie trzeba wyczesać wszy, latem wszystkie dzieci mają wszy.
Żyjemy blisko natury, wszy, pchły, karaluchy,
myszy są częścią niej.
Pierwsza noc, usiłuję zasnąć. Nie mogę, jest
mi duszno, przeszkadzają mi komary, świadomość, iż wszędzie są karaluchy i myszy. Nikt nie powie mi, że to normalne w XXI spać z
myszami w domu. Zresztą… co jest normalne? Wdech, wydech, wdech, wydech…
Słyszę jak Nora rozmawia ze swoimi przyjaciółmi z Matavenero.
-Brakowało mi rozmów z WAMI, na zewnątrz
konwersacje są takie powierzchowne…
No tak, o czym można rozmawiać z ludźmi,
którzy są niewolnikami. Którzy pracują po 8 godzin dziennie za 5 euro . Rozmowy
w Matavenero są głębokie. Plany, projekty, mrzonki, zamki na piasku.
Nie istnieje tu coś takiego jak intymność, co
chwila ktoś cię odwiedza, zwłaszcza jak przyjdziesz z zewnątrz i masz jedzenie.
Nagle przy śniadaniu zjawia się ktoś, w bardzo ważnej sprawie, pije z tobą
kawę, je twoje grzanki, pali twoją
marihuanę. To samo przy obiedzie czy kolacji. O poranku otwierają się drzwi, wchodzi Niemka.
Histeryczny śmiech. Taki, który pojawia się gdy zbyt często się odurzasz.
- Czekałam na was- mówi do moich przyjaciół.
Czekałam na was aż wreszcie przyjedziecie, codziennie tu zaglądałam czy
jesteście! Proszę, dajcie mi skręta!
Niemka remontuje piwnicę. Szła po narzędzia.
Nie wiem jak ludzie pracują po wypaleniu skręta, który człowieka z zewnątrz
powaliłby na tydzień. Myślę, że pracują na bardzo zwolnionych obrotach. Ci , co
za dużo palą, nie mają nawet ochoty na zadbanie o siebie. Nie mówię o makijażu,
mówię o umyciu się, uczesaniu, wypraniu swoich ubrań.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie przejmuj
się, jesteś w Matavenero.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz