piątek, 14 grudnia 2012

choinkowe wspomnienia

Zbliżają się święta, sylwester, kolacje, spotkania rodzinne i przyjacielskie. Kupiłam choinkę. W zeszłym roku mi się nie chciało, nie miałam pieniędzy, ochoty, nie pamiętam. Choineczka jest miniaturowa i sztuczna, ale zawsze choineczka. Ubierając ją przypominały mi się wszystkie święta w domu rodziców. Bombki z łabędziami, które w końcu rozbiłyśmy z siostrą, co do jednej, różowe , chińskie bombki, ozdoby od dziadków, czerwone figurki i ludziki, najbardziej jednak  pamiętam niebieski dzwoneczek od babci Kałużnej. Babci, która nie była moją babcią, tylko sąsiadką, ale mówiłam do niej babciu i była dla mnie Babcią przez duże B, taką, która znajduje czas dla dziecka. Która się dzieckiem zajmuje. Pamiętam jej wafle z dżemem truskawkowym, który sama robiła. Pamiętam zapach pastowanych podłóg i obliczanie kiedy w końcu dożyje 100 lat. Babcia Kałużna zmarła na kilka dni przed swoimi 97 urodzinami. Zmarła we śnie, o co całe życie się modliła.

Ten niebieski dzwoneczek, to jedyna rzecz, poza wspomnieniami, która została po Babci. Wiem, że Babcia skądś się mną opiekuje, zawsze, gdy o coś ważnego ją poproszę, moje życzenie się spełnia.

Ubieram swoją małą choinkę, przypomina mi się ciasto, jakie robiła mama, nazywało się „niebo w gębie”. Było zawsze twarde jak jasna cholera. Trzeba było połączyć 3 placki i przełożyć je warstwą orzechową i jabłkową. Mama jeszcze nie zdążyła przełożyć  ciasta kremem orzechowym, a już połowy kremu nie było, bo razem z siostrą zdążyłyśmy go wyjeść.  Co roku mama zastanawiała się dlaczego ciasto jest twarde i jedna warstwa odchodzi od drugiej. W końcu przestała piec „niebo w gębie”, a szkoda, bo kojarzyło mi się właśnie z świętami.  

Pamiętam jak pisałyśmy z siostrą listy do Mikołaja, zawsze chciałyśmy lalki Barbie, ale nie z rynku, tylko lalki firmy Matel. Zawsze w liście było podkreślone, że nie chcemy ruskiej lalki, tylko oryginalną. Miałyśmy całe listy życzeń, długie jak makaron, a im byłyśmy niegrzeczniejsze, a obie byłyśmy niegrzeczne, listy były dłuższe.

Któregoś roku dostałam autentyczne rózgi, musiałam nieźle dawać popalić, skoro rodzice pozbierali dla mnie rózgi, przepraszam, Mikołaj je uzbierał. Na pocieszenie dostałam lizaka, ale i tak było mi przykro. Nie zapomnę tego lizaka, taki wysuwany, z dziurkami, można było na nim grać jak na flecie.

Oczywiście jak tylko dowiedziałam się, że Mikołaj nie istnieje, powiedziałam o tym siostrze. Miała chyba ze 4 lata jak przestała w niego wierzyć. Do tej pory mam małe wyrzuty sumienia, odebrałam jej odrobinę dziecięcej radości.

Tradycyjnie, rodzice kupowali karpia, żywego. Pływał sobie w wannie aż tata go nie ukatrupił. Oglądałam potem, co karp ma w środku, pamiętam, że chwilę po zabiciu układ krwionośny jeszcze funkcjonował i serce tego karpia biło chwilę po śmierci. Zastanawiałam się potem czy z ludźmi jest tak samo.

Jak byłyśmy małe, biłyśmy się z siostrą o ubieranie choinki, każda chciała być pierwsza. Kłóciłyśmy się nawet o bombki do powieszenia. Potem nikomu nie chciało się ubierać choinki. W pewnym wieku święta tracą tę dziecięcą magię. Nie wiem kiedy to się stało, ale się stało. Zdajesz sobie sprawę, że to taki sam dzień jak każdy inny, chyba co roku jest mi smutniej w ten dzień. Przeraża mnie upływ czasu. Które, to już święta? Wydaje się, iż dopiero co siedziało się przy wigilijnym stole, a znów się spotykamy. Czy magia świąt mija, gdy przestaje się wierzyć w Mikołaja? Czy właśnie, gdy zaczyna zauważać się nieubłagalnie uciekający czas?

Dla kogoś, kto mieszka poza krajem, święta przybierają inny wymiar. Stają się okazją do przyjazdu do domu. I cieszę inaczej niż kiedyś. Święta, to spotkanie z ludźmi, których na co dzień się nie widzi, których dawno się nie widziało. Smak kompotu z suszonych owoców, którego nigdy z siostrą nie lubiłyśmy. Szkoda, że w tym roku razem na niego nie ponarzekamy. 


2 komentarze:

  1. Mimo że jestem już dorosła, święta dla mnie nadal mają swoją magię. To że będziemy razem z moim rodzeństwem, z rodzicami. Że będziemy pić ten kompot i cieszyć się prezentami.... Zycze Ci pięknych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie należę do tych mieszkających poza granicami kraju i rzeczywiście Święta to dla mnie magiczny czas. Z upływem czasu stają się coraz ważniejsze bo z roku na rok przybywają nowe wspomnienia z poprzednich lat. Z wiekiem doceniam każda minutę spędzona z najbliższymi.

    OdpowiedzUsuń