Jesienna ciemność i koniec roku sprzyja
refleksjom o przemijaniu. Co zrobiłeś w ciągu ostatnich 12-stu miesięcy? Co się
udało, a co nie.
Bilans wychodzi dość kiepsko. Jakoś w pierwszej kolejności
myślę o rzeczach, które się nie powiodły. Znowu brak pieniędzy, żadnej stałej
pracy, bardzo dużo porażek na gruncie
osobistym. Lista osób na których się zawiodłam przynajmniej potroiła się. A
może z wiekiem człowiek staje się zbyt wymagający...
Od dawna nie robię
noworocznych postanowień, choć owszem mam plany. Myślę też, że kiedyś więcej
się działo, bo świat wydawał się większy, nieskończony. Do zdobycia. Szkoła,
matura, studia, ciągle coś i szybko. Dużo zmian. W pewnym wieku czas, jakby
zwalnia, zaraz ktoś powie: „Masz dopiero 30 lat, wszystko przed tobą.” Może i
tak, a może i nie. Jeśli czegoś się nauczyłam w 2016 to, to że słodka nuda i
rutyna lepsze są od problemów. Od nieprzespanych nocy i stresu. Że czasem
lepsze jest wrogiem dobrego. Zmieniać coś za wszelką cenę jest bez sensu. Trzeba wybaczać, ale zawsze należy sobie
zdać pytanie: czy warto? Trzeba zrezygnować z niektórych osób, nie dlatego
że nam na nich nie zależy, ale że im nie zależy na nas.
Czasem sukcesem są małe rzeczy. Każdy je ma,
można sobie je uświadomić zamiast skupiać się na porażkach. Porażki zawsze
wydają się ogromne, a życie to raczej drobnostki. Nie nauczyłem
się suahili, ale nauczyłem się gotować. Nie awansowałam, ale znalazłam czas dla
swoich dzieci. Nie zrobiłam nic wielkiego, ale kończę rok w zdrowiu, z dachem
nad głową i u boku tego samego mężczyzny.
Mój malutki sukces to nauczenie się
obsługiwania maszyny do szycia, nie szycia nawet, bo to za dużo powiedziane. Jak
zobaczyłam pierwszy raz jak się nawleka igłę, to odłożyłam maszynę w kąt. Potem
znowu spróbowałam i ponownie ją odłożyłam, nawet chciałam ją sprzedać. Któregoś
dnia udało mi się nawlec nici, choć jak zaczęłam szyć, to wszystko się plątało.
Wściekłam się i znowu ją odłożyłam. Aż nadszedł dzień, że udało się coś
przeszyć, a nawet zwężyć bluzkę. Bardzo mała rzecz, ale cieszy. Uczy
cierpliwości i dokładności. Nie dziś, to jutro, ale próbuj. Po trochu, po mału,
stopniowo.
W Hiszpanii jest takie powiedzenie „tirar la toalla”, znaczy
dosłownie rzucić ręcznik, a chodzi o to, by nigdy się nie poddawać. No tires la
toalla. Nie rezygnuj. Nie poddawaj się. To był właśnie taki rok, przynajmniej
dla mnie, nie rzucania ręcznikiem. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy wpadniemy do
wody i ręcznik będzie jak znalazł.
Podziwiam cierpliwość w dążeniu do celu.
OdpowiedzUsuńI zaraz myślę, czy jestem równie cierpliwa? Czasem tak, czasem nie.Jednak rzucać ręcznika nie chcę zbyt szybko albo wcale nie chcę.