Od kilku tygodni moim małym zmartwieniem jest fakt, że
jestem zaproszona na 5 wesel. Jest to problem, bo jak zapraszają cię bliskie osoby,
to żal odmówić, ale jak się nie ma pieniędzy, to nie ma innego wyjścia.
Zwłaszcza hiszpańskie wesela są drogie. Trzeba dać w prezencie minimum 300 euro
od pary. I to 300 euro, to już naprawdę mało. Gorzej jak jesteś zaproszony do
kogoś z rodziny, no my w tym roku mamy tę „przyjemność”, bo za mąż wychodzi
siostra Enrique. Zrobiłam już wywiad z ludźmi, ile trzeba dać, prezent dla
siostry to minimum 1000 euro. A co zrobić jak koś nie ma tych pieniędzy? Tego
nikt mi nie powiedział…
Co ciekawe, rozmawiałam z moją rumuńską przyjaciółką na ten
temat. W Rumunii to dopiero cyrk. Na prezent ślubny daje się min. 500 euro od
pary jak się idzie do znajomych. Jak ktoś chce, niech spojrzy, jakie są zarobki
w Rumunii… Ludzie biorą ślub, żeby zarobić.
Dziś dostaliśmy kolejne zaproszenie, gdzie podany jest już
numer konta, na który można wpłacać. Ponoć tutaj to normalne, a dla mnie to już
przesada. W gruncie rzeczy ludzie zamiast cieszyć się i szykować na wesele,
trzymają się za kieszeń i płaczą. Pół biedy jak osoba, która cię zaprasza jest
ci obojętna, ale jak jest bliska, to jak z tego wybrnąć? Do tego dochodzą tradycje
wieczorów kawalerskich i panieńskich, które są równie drogie jak wesela.
Kolacja, teatr, drinki, SPA, za to wszystko muszą płacić goście, bo panna
młoda/pan młody jest zaproszony. Jeden z naszych znajomych ma firmę zajmującą
się organizacją imprez m.in. wieczorów panieńskich kawalerskich, robi na tym
niezłą kasę.
Najlepszy pomysł miała jedna moja koleżanka mówiąc, że idzie
na wesele do X zatem nie może przyjść do Y, a Y powiedziała, że idzie do X. I
za te pieniądze pojechała na wakacje. Z kim bym nie rozmawiała, to narzeka jak
musi iść na wesele. Od tej kalkulacji rozbolała mnie głowa. 21 czerwca jest pierwsze wesele, a my nadal
nie wiemy, co powiedzieć. Jeśli nie pójdę, to będę musiała wymyślić naprawdę
sensowną wymówkę, z drugiej strony, to moja jedyna przyjaciółka i żal mi nie
iść. I tak kolejny tydzień myślę. Jak
ktoś ma jakiś pomysł, jak wybrnąć z sytuacji, niech da znać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz