czwartek, 22 maja 2014

rozmowy o pracę w Madrycie

Tak się składa, że w swoim życiu miałam dużo więcej rozmów o pracę niż samej pracy.  W różnych miejscach i w różnych językach. Jednak głupota  i ignorancja ludzi pracujących w hiszpańskim HR przebiła wszystko. Wynika to z tego, że nieraz na jedno stanowisko nadsyłanych jest 2000 CV? Czy z niskiej kultury osobistej? Czy bezmyślności? O co pytają na rozmowach kwalifikacyjnych w Madrycie? Poza standardowymi pytaniami o wykształcenie i doświadczenie, zawsze pytają czy mam samochód, tak jakby wszyscy musieli mieć samochód. Jako obcokrajowca pytają mnie o powód mieszkania w Hiszpanii i o pieniądze, choć nie zawsze. I gdzie mieszkam. Niestety to pytanie zawsze jest na moją niekorzyść, bo mieszkam daleko od Madrytu i od wszelakich miejsc potencjalnej pracy.  Co także zauważyłam większość osób ma podejście do ludzi jak do ograniczonych umysłowo, nie wiem z czego, to wynika. O czym świadczą pytania w stylu: a skąd znam j. angielski, a czy na pewno go znam. Panie mój miły, a spróbuj mnie przepytać po angielsku, to się przekonasz, że go znam. Ale miły Pan czy Pani sam najczęściej niewiele jest w stanie wydukać. (Niektórzy znają angielski, nie powiem, że nie, ale głównie pracownicy firm, nie pracownicy HR  )

Dlaczego zatem te rozmowy mnie wkurzają? Po pierwsze są rzeczy, o które nie powinno się pytać, a pytanie pada. Rozmowa tzw. grupowa, chłop się pyta: A co sądzicie o nacjonalizmie w Hiszpanii? Szczęka mi opadła, bo to naprawdę jest moja sprawa, a temat drażliwy. Oczywiście wiedziałam, że cokolwiek powiem, będzie źle i w rzeczy samej tak było. Osłabia mnie też pytanie : A co Pani myśli o tej pracy? A ja nic nie myślę, bo nic nie wiem, stanowisko tajne, nie wiem,  co to za firma, ani gdzie się znajduje, jedyne, co wiem, to że zarobki  zbliżają się do najniższej krajowej, a Pani mnie jeszcze pyta o samochód. Na benzynę wydawałabym 1/3 pensji… a za resztę bym jadała, spać mogłabym pod mostem. Potem kolejna rozmowa, dostaję maila od osoby, która podpisała się tylko imieniem, nie nazwiskiem, okazuje się, że Pani jest Polką. Nie przyznała się do tego, dopiero jej szef mi to powiedział. Czy Pani ta myślała, iż skoro jestem Polką tak samo jak ona, to błagać ją będę o przyjęcie do pracy? Jej szef też mnie osłabił mówiąc, że mogłabym płynniej mówić po hiszpańsku. Zaczęłam się śmiać, bo znam swoje słabe strony, ale po hiszpańsku mówię i piszę płynnie, ba, czasem  nawet łatwiej jest mi coś powiedzieć po hiszpańsku niż po polsku, bo mieszkam to już 3 lata i posługuje się tylko hiszpańskim na co dzień.   

Kolejna rozmowa, wchodzę, czekam na świętą krowę z HR pół godziny, bo jest zajęta. Już nic nie komentuję, ale w duchu szlag mnie trafia. Rozmowa z dwoma Paniami, już nawet nie pamiętam o co mnie pytały, w każdym razie firma wydawała się na tyle poważna, żeby wymagać od Pań maila czy telefonu po rozmowie. I tu miłe zaskoczenie, brawo dla Polaków, zadzwonił do mnie Polak, z którym miałam rozmowę przez Skype, z tej samej firmy, wyjaśniając dlaczego mnie nie przyjęli.  Gdyby ten Pan prowadził rekrutację na miejscu, na pewno by mnie przyjął, ale niestety.

Kolejna uprzejma osoba, dzwoni do mnie kobieta, rozmawiamy po angielsku,  wydaje się poważna i normalna, mówi, że prześle mi maila z warunkami pracy, czekam, nic nie wysłała. Kontaktuje się z nią, żeby się przypomnieć. Odpisuje mi Pan pytając o uczelnię i o osobę kontaktową, ja zdziwiona o co w ogóle chodzi oznajmiam, że uczelnię skończyłam w 2009 roku i nigdy nie studiowałam ani na Erasmusie, ani w Hiszpanii. Po 5 minutach dostaję odpowiedź z kolei od kobiety, że już sobie kogoś wybrali na to stanowisko. Grzecznie się pytam kogo, w sensie jaki profil osoby, żeby mieć to na uwadze  w przyszłości. Na co Pani mi odpisuje, iż nie musi mnie informować, nie musi mi nic pisać i to poufne. I tu się Pani myli, bo wszelkie procesy rekrutacyjne są jawne. Grzecznie, ale złośliwie odpisuję: Dziękuję za informację, są Państwo wyjątkowo uprzejmi.

Sytuacja z tego tygodnia, ostatnia, o której napiszę. Wysyłam CV na stanowisko tłumacza j. polskiego, dostaję odpowiedź na maila- ankieta do wypełnienia. Pytania o doświadczenie, miejsce zamieszkania etc. Ponieważ nie dostaję żadnej odpowiedzi, kontaktuję się z tą osobą z pytaniem jak idzie proces rekrutacyjny. Na co Pani pisze: Na razie mamy rozmowy z Włochami. Skontaktuję się  Tobą jak będę chciała. Napisała to w dość mało uprzejmy sposób, czego po polsku nie da się odtworzyć.


Otóż drodzy pracownicy HR, jesteście tylko pracownikami HR, można wymienić was na tysiąc innych pracowników HR, bo tak naprawdę jest to praca, która nie wymaga wielu kwalifikacji, ale wymaga jednej rzeczy – kultury osobistej, ale tego się nie da nauczyć na żadnej uczelni. Tego uczy życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz