czwartek, 24 października 2013

nostalgia

Znów nastał ten magiczny moment sprzątania szafy, zmiany garderoby z letniej na zimową. Nie lubię tego. Wolę wyciągać letnie sukienki niż je chować. Zawsze tym porządkom towarzyszy refleksja- jak ten czas leci. Dopiero co zaczęło się lato, a już połowa jesieni. Te wszystkie ciuchy przypominają mi o czymś. To miałam jeszcze w Polsce, a to kupiłam przy takiej okazji, a to dostałam od mamy. I znów wkładam je do pudła i zmykam wspomnienia. Coś powinnam wyrzucić, ale mi żal, bo może się przyda, bo może założę. A tak naprawdę w głębi serca wiem, że już nigdy nie założę. Dlaczego wciąż to trzymam? Czy liczę na powrót mody, na schudnięcie? Właściwie na co? Nic takiego się nie zdarzy. Tak jak nie wróci, to co było nawet jakbyśmy bardzo tego chcieli. Te rzeczy są nam niepotrzebne, a przetrwają w szafie wieki. Jak bardzo niepotrzebne są te graty możemy się przekonać w trakcie przeprowadzki. Wtedy człowiek jest zmotywowany do wyrzucenia niepotrzebnych szmat, biżuterii, gazet.  

Wraz ze spojrzeniem na dany przedmiot wracają wspomnienia.  Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jesienią zawsze dużo myślę o swoim rodzinnym mieście. Może dlatego, że Łódź pasuje do jesieni albo jesień pasuje do Łodzi. Ponure szarobure dni,  kamienice przedwojenne, bramy, w których nie wiadomo co się czai. Zapach wilgoci i mgły,  stęchlizny, zapach piwnic, pubów i soku imbirowego.
-Przepraszam ma Pani złotóweczkę?

I te mordy, siedzący na ławkach abnegaci. Ludzie z piwem na przystankach, na ławce. Dopóki nie przegonią ich pierwsze przymrozki. Królowie miasta. Bez nich to nie byłoby to samo. Idę dalej. Mijam fontannę, dochodzę do Orlenu. Jutro piątek, zacznie się balet. 

1 komentarz: