Brzuch i ja. Średnio się lubimy. Nieustanna walka. Dwa kilo mniej, trzy kilo więcej. Brokuł zamiast sera. Fasolka zamiast czekolady. Treningi, pilnowanie wagi, formy, cellulitu. Zmuszanie się do wyjścia na spacer w niepogodę, gdy wiatr, deszcz, zimno. Gdy gorąco.
Idę, biegnę, płynę, nie odpuszczam.
Znacie tę sytuację? Jeśli tak, to gratuluję, należycie do grona osób dbających o siebie. Gdy nie masz już 20 lat, nie da się ukryć, to już tak nie funkcjonuje, że wyglądasz szczupło i atrakcyjnie nic nie robiąc. O nie! Teraz nad kondycją i wyglądem trzeba się sporo napracować. Metabolizm po 30 roku życia mocno zwalnia. Po 40 jeszcze bardziej. Kobiety, które urodziły dzieci mają jeszcze gorzej, ciąże, burza hormonów, ciało zmienia się już trochę na zawsze.
Czy w związku z tym masz sobie darować? Zgonić swoje zaniedbanie na dzieci? Lub usprawiedliwiać się brakiem czasu? "Nie mam czasu na dietę, nie mam czasu na sport." A tu nawet 20 minutowy spacer to już jest coś. Nawyk, rutyna, muszę coś zrobić, choć przez chwilkę poćwiczyć. Pamiętaj, kiepski moment na ruch dziś, to na stare late dobry moment na pójście do lekarza ortopedy.
"Mam dobrą, mam złą genetykę." To też często słyszę. Mam złą genetykę- cokolwiek bym nie robiła, to będę gruba. Mam dobrą genetykę- hulaj dusza, piekła nie ma. Cokolwiek bym jadł i pił i tak dobrze wyglądam. Może na zewnątrz tak, ale środku... to już różnie bywa.
Brak czasu, zła pogoda, dzieci, genetyka. Jakie macie jeszcze wymówki?
Zbliżają się Święta, chwile siedzenia przy stole, epoka kulinarnych grzechów, nadużywania alkoholu. Niektórzy już na poczet tego, na początku grudnia rezygnują z ruchu i zdrowego jedzenia, bo i po co, skoro zaraz Święta. Zacznę się odchudzać po Nowym Roku... ale czy oby na pewno?
Piszę ten tekst jako zwykła osoba, nie zajmuję się profesjonalnie dietą, ani sportem. Nie jestem też Miss Universe, ale nie wyglądałbym też tak jak wyglądam, gdyby nie ta codzienna walka. Walka z własnymi słabościami (kawałek ciasta, nic się nie stanie), demonami (jestem, nie jestem gruba), lenistwem (niedziela, wolę poleżeć z książką, ale jednak idę na rower), usprawiedliwieniami (zostanę w domu, bo wieje wiatr). To walka, bo jestem tylko człowiekiem i czasem mi się nie chce. Mam chwilę zwątpienia, w to, co ćwiczę, w to, co robię. Ale w końcu zawsze wygrywa moja silna wola. Nie poddaję się, trenuję, idę, biegnę, podnoszę sztangę, jadę na rowerze, pływam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz