czwartek, 28 stycznia 2016

siesta w Hiszpanii, czyli jak tracić czas w ciągu dnia

Siesta, to nic innego jak parę godzin przerwy między obiadem , a popołudniowym powrotem do pracy. Krążą o niej legendy utwierdzające w przekonaniu, że Hiszpanie są leniwym narodem. Jednak nic bardziej mylnego. Mało kto pozwala sobie na sen w ciągu tych paru godzin. Przerwa trwa od 13.30 do 16.00 lub 17.00, niekiedy, na szczęście pracownika, od 14.00 do 15.00. Pierwotną ideą siesty było niepracowanie w godzinach największego skwaru. Ma to sens po pierwsze tylko latem oraz jak ktoś pracuje w tym samym miejscu, w którym mieszka. Miało to sens jak nie istniała klimatyzacja i w przypadku ludzi pracujących latem na zewnątrz, czyli budowlańców, kładących asfalt, ogrodników. Ale teraz? Ktoś, kto pracuje w biurze i nie wróci do domu na obiad? Co robisz przez te dwie godziny? Ano nic, zjesz, wypijesz kawę i wracasz do pracy, myśląc już o powrocie do domu. Jak ktoś ma trzy godziny przerwy może jeszcze iść na siłownię, bo zdąży. Ale dwie, to już nie wiadomo,co ze sobą zrobić. To nie jest tak, że się śpi w tej przerwie. W większości przypadków, to taka strata czasu. 

Hiszpanie są narodem, który najwięcej godzin spędza w pracy w Europie i jednocześnie produktywność jest jedna z najniższych. Chodzą najpóźniej spać i najpóźniej jedzą kolację. Kolację je się po 21.00, a idzie spać ok. 24.00. I nikt nie podaruje ci poranka, gdy o 7.00 dzwoni budzik. Do pracy wychodzi  się wcześniej, a wraca się przy dużym szczęściu o 18.00, jednak wiele firm pracuje do 20.00, a sklepy do 21.00. Jedynym plusem jest to, iż w wielu miejscach w piątek wychodzi się o 14.00-15.00. I chyba nigdzie indziej tak się nie czeka na weekend jak tu... 

Hiszpanie chodzą niewyspani. Dzieci chodzą niewyspane, dorośli chodzą niewyspani. Tak naprawdę z takimi godzinami pracy, kolacji, ciężko się wyspać. Pomijam już letnie, duszne noce, gdzie nie sposób zmrużyć oka. Inną kwestią jest czas, w tym kraju jest taka sama godzina jak w Polsce. Zamiast mieć czas taki jak Anglia, czy Portugalia. Zimą słońce wstaje po 8.30. Dopiero o 9.00 jest dzień. Możesz sobie nastawiać 3 budziki i tak ledwo zwleczesz się z łóżka, bo wstajesz w nocy. Nie świta, nie przejaśnia się, o 7.00 jest ciemno jak w grobie. 

Dzieci, które chodzą do szkoły też siedzą w niej do 13.00-14.00, a potem niejednokrotnie wracają jeszcze po południu. Tak jakby nie mogły o 13.00 zjeść kanapki, jak robi się w całej Europie. Poziom edukacji w Hiszpanii też pozostawia wiele do życzenia. Do najwyższych nie należy. A kto zaprowadzi i odprowadzi dzieci do szkoły, gdy rodzice pracują poza swoim miastem? Jeśli nie masz dziadka i babci, którzy pomogą, dzieci siedzą w szkole od 7.00 do 19.00. Jak mogą potem mieć siłę, żeby się uczyć? A gdzie czas na zabawę?

Wiele godzin poza domem, dużo godzin w pracy, mało z tego wynika. Dzień rozwleka się jak przedwczorajsze kluski. Więcej wydaje się na benzynę, jak ktoś chce wrócić do domu.  Dwa razy stoi się w korkach, dwa razy więcej stresu. A jak pracujesz daleko od miejsca zamieszkania, to w ogóle w domu tylko śpisz, marnując czas na pseudoodpoczynek między 14.00 a 16.00. Traci się wolny czas, żeby wrócić już do pracy tak naprawdę zmęczonym. Chyba wszyscy, którzy nie pochodzą stąd, przeklinają te zwyczaje. Kiedy to zreformują? Siesta to teraz w większości przypadków, jeden wielki mit. 

2 komentarze:

  1. Dla mnie bylo wielkim szokiem, gdy w Irlandii szwagierka musiala wychodzic z pracy na godzine na lunch. Dwie, albo trzy godziny przerwy to jest gruba przesada. Trzeba uwielbiac swoja prace, aby po takiej przerwie wracac do niej z jakakolwiek energia. I gdzie tu miejsce na rodzine???
    Ja najbardziej lubilam jezdzic na 7 i o 15 miec juz dniowke za soba.

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) Ja o 7.00 jestem trupem, dla mnie rozsądna godz. na rozpoczęcie pracy to 9.00

    OdpowiedzUsuń