Mam dwa domy. Jeden jest tu, a drugi jest tam. Wszędzie
jestem u siebie i nigdzie nie jestem. Kiedy jestem tu, tęsknię za swoimi starymi
ścieżkami, drogami, tak dobrze znanymi, za ludźmi, od zawsze. Za zgnilizną miasta, za bramami, za dziwadłami na każdym rogu.
Tak bardzo nie lubiłam tego miejsca, wiecznie narzekając, a teraz stało się
czymś w rodzaju Ziemi Obiecanej, o ironio! Nie lubiłam Łodzi i moja radość była
tym większa im dalej byłam od tego miasta. Chyba coś w tym jest, że miejsca, które mamy na co dzień w końcu nam tak zbrzydną. A teraz wszystko przypomina Polskę.
Zapach koszonej trawy, kojarzy się z lipcem. Kwitnące
lipy, przenoszą do alei obok domu rodziców. Smaki, zapachy dzieciństwa. Jesienią prażę jabłka z cynamonem, najzwyklejsza szarlotka staje się najlepszym deserem.
Poczucie dysonansu, które nie towarzyszyło do razu, lecz przyszło z czasem. Poczucie przynależności do dwóch miejsc, a jednocześnie obcości wszędzie. Kiedy jestem tu, nacisnęłabym guzik i teleportowała się do ojczyzny. Kiedy jestem tam,po pierwszych dniach euforii, wkrada się tęsknota za domem. Za słońcem, za ludźmi i zwyczajami, do których się przyzwyczaiłam i traktuję jak swoje. A dlaczego nie ma wina, a czemu pije się tyle herbaty. Z drugiej jednak strony duma z tego kim się jest i skąd się pochodzi. A jacy moi przyjaciele są inteligentni, a jakie kobiety są ładne. A ile wódek w sklepie, a jakie dobre śledzie. A chleb! Wreszcie chleb! Z czasem jednak nawet chleb przestaje być tak ważny, staje się bardziej symbolem domu, niż towarem "pożądanym" Ziemi Obiecanej.
Na wszystkie sprawy zaczynasz patrzeć przez pryzmat tego gdzie jesteś i skąd pochodzisz, polityka, które kiedyś doprowadzała cię do czarnej rozpaczy,dziś wydaje się śmieszna. Nagle okazuje się, że wszędzie jest taka sama. Zmieniają się tylko nazwy partii. Podejście do kwestii pracy też staje się inne, ciężko jest ciągle udowadniać coś, czego inni nie zrozumieją, że będąc emigrantem nie jesteś gorszy niż osoby stąd. W końcu mało kto, tak dobrze jak ty, wie, iż są ważniejsze sprawy: rodzina, przyjaciele. Przyjaciele, grono kilkunastu zmniejsza się do kilku, może trzech, może dwóch. Każdy żyje swoim życiem, a ktoś, kogo rzadko widzimy, czasem staje się nam obcy. Ci, którzy się ostali, są naprawdę.
Masz dwa domy. Wszędzie jesteś u siebie i nigdzie nie jesteś.
Też mam dwa domy i w każdym czuję się równie dobrze. Rzadko tęsknie, bo często bywam tam i tu :). Jeden w Będzinie, drugi na wsi koło Buska!!! To tylko 2 godziny jazdy!!!
OdpowiedzUsuń