środa, 2 lipca 2014

po sąsiedzku

Czasem dzień zapowiada się dobrze, dopóki ktoś nam go nie spieprzy. Ilość idiotów, z którymi mamy codziennie do czynienia  przekracza zapewne ilość ziarenek piasku w klepsydrze. Tym bardziej doceniam małe, pozytywne wydarzenia.


Jest takie miejsce na patio, zadaszone, gdzie wszyscy ci, co naprawdę jeżdżą często rowerem, zostawiają tam swój pojazd. Natknęłam się dziś na mojego sąsiada, parkującego tam rower. Ucięliśmy sobie miłą pogawędkę.  Mężczyzna ma 90 lat i jest w świetnej kondycji, codziennie o 7.00 jedzie do centrum miasta, pije swoją kawę z mlekiem, a do tego dżin z tonikiem! ( Ruch utrzymuje nas w dobrej formie, a alkohol konserwuje.) Chodzi też do kolektury i wygrał trzy razy po 80 euro. Jego żona złamała biodro, dlatego musi ją codziennie zabierać do lekarza.  Skarżył się , że wielu ludzi jest źle wychowanych, nie mówi „dzień dobry”, ani nic. Niestety muszę się z nim zgodzić, ludzie są bardzo niegrzeczni, zwłaszcza młodzi. Niejednokrotnie patrzą na mnie jak sroka w gnat , a więc podejrzewam, iż w stosunku do innych sąsiadów zachowują się tak samo, i ani be, ani me. Otwieram komuś drzwi, czy przytrzymam, też nic. Dzieci coraz gorsze, ale kto ma ich uczyć kultury, jak rodzicom z butów słoma wystaje na kilometr. Dobrze, że są takie osoby jak mój 90-letni sąsiad, który nie tylko swoimi historiami poprawia mi humor, ale odbudowuje wiarę w ludzi. I jeszcze jedno, na koniec zaoferował mi swoją pomoc, jeśli chodzi o rower, bo naprawdę się na tym zna, zostawił mi też lepsze miejsce „parkingowe” , bo jak się wyraził, żeby nie świeciło na niego słońce. Pochwalił się, że jego ojciec żył 105 lat, w związku  z czym on też myśli jeszcze trochę pożyć. Bardzo mu tego życzę, bo taki sąsiad to prawdziwy skarb. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz