czwartek, 25 sierpnia 2016

Skrawki

Skrawki

Dziś jestem domem 
w którym nigdy nikt nic nie ugotuje. 
Gwoździem na ścianie. 
Pustką po obrazie, 
który roztrzaskał się na miliony kawałków. 
Pyłkiem na kocu. 
Czarnym włosem 
niezgraniętym przez tydzień z wanny. 
Drzwiami prowadzącymi już donikąd. 
Szkłem bez okna, 
oknem bez szkła. 
Prętem wystającym z łóżka. 
Ciszą tak namacalną, że aż pękają uszy. 
Gwieździstym niebem, 
bo nie ma już dachu. 

Nie ma już dachu, 
jest tylko niebo. 



Pamięci ofiar trzęsienia Ziemi we Włoszech, 25.08.2016. 

czwartek, 4 sierpnia 2016

lato, które już nigdy nie wróci

Smak cierpkich malin, takich co powinny być słodkie, ale nie są, bo nie zdążą dojrzeć. Wścibskie łapska zerwą je zanim smak zamieni się w cukier. Albo może znów za dużo padało? Sierpień, Rożnów, Polska, lata 90-te. Choć ten czas wydaje się tak odległy, co roku letnią porą tęsknię za wakacjami w tamtym miejscu, za beztroską dzieciństwa, domem pani Wandy, dziadkami i krowim gównem na łące.

Rożnów, rodzinna wieś babci, Beskid Sądecki. Spędzałyśmy tam z siostrą całe lato. Dom, który był a jednocześnie nie był naszym domem, bo należał do przyjaciółki babci. Ogromny teren, orzech włoski, czerwona porzeczka, jabłoń, maliny za płotem. Śliwy. I świerki. Zapach stęchlizny w piwnicy, stary, nigdy nieużywany piec, leżaki, graty, graciki. Świat słoi i słoików, konserw  i przetworów, gruszki w zalewie, ogórki, śliwki, papryki. Konserwy tak zakonserwowane, że nie da się ich już otworzyć. Pamiętające koniec lat 80-tych. Patrzące na ciebie warzywa i owoce, tak jakby wiedziały, iż nigdy ich nie zjesz, napawające się swoją nieśmiertelnością. 

Kolejna część piwnicy, a w niej wszelakie narzędzia, smary,  pokrętła, śrubki, śrubokręty, kolejne słoiki, tym razem puste, ewentualnie z resztkami zasuszonego pająka. Pająki, tysiące pająków, krzyżaki, ogrodniki, kosarze. To był ich raj, miały tam błogi spokój, mogły spokojnie tkać swoje sieci, w oknach, drzwiach, schowkach, w pokoju tysiąca narzędzi. 

Kuchnia na parterze, a  w drzwiach puszka groszku służąca za podpórkę. Ktoś ją tam kiedyś postawił i tak została, rok, dwa, trzy, potem przestaliśmy liczyć. Była jak mebel, członek rodziny, część domu. Nikt jej nie wyrzucał, została tylko przesuwana. Groch dawno już usechł na wiór, albo zgnił, a puszka przetrwała, lata. 

Na piętrze okno, nieszczelne, gdyby mocniej popchnąć, to by wyleciało. W nim stare, robocze spodnie. Prowizoryczne uszczelnienie, gacie. Kolejna nieśmiertelna rzecz w tym magicznym domu. Gacie, z plamami po farbie, szare, albo bure, a może i te dwie rzeczy naraz. Wisiały tam wiekami, kolejny członek rodziny, pamiętam jak w końcu zostały zdjęte, a dom porządnie uszczelniony, to już nie było to. 

Ostatnie piętro, gdzie spałyśmy z siostrą, pokój na strychu, gorąco jak w piekle, jak otworzyłaś okno, to wlatywały komary. Jak zamknąłeś, można się było żywcem udusić... Salon, kuchnia, w której babcia stała w majtkach i biustonoszu gotując zupy nawet jak za oknem było 30 stopni. Obiad zawsze musiał być, zupa, pierogi, mizeria. Łazienka, w zasadzie nigdy sprawnie nie funkcjonująca, więc trzeba było myć się w misce. Tysiące misek, do mycia, do zmywania, do prania. Zlew w kolorze zgniłej zieleni i zawsze zimna woda. 

Dziadek pijący piwo i rozwiązujący krzyżówki, siedzący w brązowych gaciach, których nie chciał nigdy wyrzucić. To właśnie z nim pierwszy raz piłyśmy z siostrą piwo, bo dziadek pozwalał oblizywać nam piankę. Z nim chodziłyśmy też do tzw. klubu, kiosku, w którym kupowało się gazety, pocztówki i piwo. Wciąż pamiętam panią z kiosku, korpulentą brunetkę, zawsze uśmiechniętą. Czasem dziadek kupował nam lody, ale i tak wolałyśmy piankę z piwa. 

Kiedy byłyśmy naprawdę małe dziadek jeszcze pracował, co oznaczało, że był z nami tylko w weekendy. W każdy sobotni poranek siadałyśmy na ganku i od rana wypatrywałyśmy dziadka. Szukałyśmy wzrokiem białego fiata. Każdy przejeżdżający samochód wydawał nam się dziadkiem. Kiedy wreszcie przyjeżdżał, radościom nie było końca. Dziadek, dziadek! Przywoził nam słodycze, owoce i banany, za które dostawał od babci opierdol, gdyż były zbyt dojrzałe, z czarnymi prążkami. 

Z babcią uwielbiałam chodzić po wsi na plotki, choć miałam zaledwie 10 lat, wszystkie informacje wsiąkały we mnie jak gąbka. Historie śmierdzącej pani Agnieszki, kobiety, która tak cuchnęła, że czasem zastanawiam się jak mogła znaleźć męża. Opowieści pani Zosi, koleżanki babci, która się rozwiodła i opowiadała wszystko w najmniejszych szczegółach. O tym jak dzieliła linijką mieszkanie, jak kuchnię miała w salonie, a łazienkę w kuchni. Te magiczne wieczory kiedy chodziłyśmy z babcią po mleko, słuchając z kolei  jej wspomnień z młodości. Nigdy nie zapomnę tych rozmów, bo to właśnie one pomogły mi zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze. Rady babci mam w pamięci do dziś, przede wszystkim te na temat mężczyzn. "Pamiętaj Aniu, unikaj głupków i dziadów."

W każdą sobotę u brata babci, wujka Józka, odbywała się mała impreza. Kolacja, wódka, śpiewy i znów te cudowne opowieści. Czasem byłam już tak śpiąca, że nawet włożenie do oczu zapałki by nie pomogło, ale nadal słuchałam. Uwielbiałam słuchać, choćby najgłupszych rzeczy na świecie. Ballady, historie, opowieści, opowiastki... 
Nieraz robiliśmy wspólne ognisko, pieczone ziemniaki, kiełbaski, śpiewanie. Dziadek po drodze gadał głupoty, zatrzymywał się w krzakach na siku, myśmy umierały ze zmęczenia, ale byłyśmy szczęśliwe. Po drodze mijałyśmy stawy i słychać było żabi koncert. Kumkanie, pieśni godowe, rechoty. Gdy otworzyło się okno, oprócz tego, że wlatywały komary słychać było owe żaby i świerszcze. Najpiękniejsze melodie lata. 


piątek, 8 lipca 2016

wieczory kawalerskie w Hiszpanii

Faceci biegający z gołą dupą? Tak, zapraszam do Hiszpanii. Może będziecie mieli okazję trafić na wieczór kawalerski, jeśli wybierzecie się gdzieś nad morze. Wieczór kawalerski, po hiszpańsku despedida de soltero , czyli pożegnanie kawalera. Jak sama nazwa wskazuje nie jest to jeden wieczór, tylko całe pożegnanie. Na ogół zaczyna się w piątek wieczorem, a kończy w niedzielę... wieczorem, akurat tak, żeby zdążyć wrócić w poniedziałek do pracy. 

O wieczorach panieńskich nie piszę, bo wiem, że nie są tak widowiskowe jak kawalerskie, trwają jeden wieczór, raczej rzadko się zdarza, aby trwały trzy dni... I dziewczynki zachowują się spokojniej.

Wieczór kawalerski, czy panieński to zawsze wielka niespodzianka dla bohatera, zostaje porwany z zaskoczenia, ma chwilę, żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy i adiós, jedziemy.  

Jedziemy do innego miasta, gdzie nikt nas nie zna i nie rozpozna na ulicy, żeby robić co się chce. Moim zdaniem najfajniejsze imprezy są latem, wtedy można wyskoczyć nad morze. Pierwszą, najważniejszą rzeczą jest strój. Wszyscy są poprzebierani, oczywiście Pan Młody się wyróżnia. Na ogół faceci odziani są w śmieszne koszulki  z nadrukiem. I zabawnymi hasłami w stylu: Game over. Czy wizerunkiem facjaty przyszłego męża. Najbardziej oryginalnym strojem jaki widziałam, był strój krewetki , Pan Młody chodząca kreweta. 

Na plaży zdarzają się też stroje żabki, seksownie wycięty, wściekle zielony kostium, zasłaniający tylko przód, z uroczo wrzynającym się w tyłek sznurkiem od stringów. I są oczywiście takie balangi, które kończą się striptizem zarówno ze strony bohatera wieczoru jak i gości. Stąd mieszkańcy, co bardziej imprezowych miejscowości, skarżą się na tego typu eventy. A dzieją się rzeczy różne, przeróżne... Striptiz, krzyki i wrzaski, rzyganie, gdzie popadnie, skoki z balkonów do basenu na dole hotelu, popularne bardziej wśród obcokrajowców niż Hiszpanów, ale jednak. 

Przejdźmy jednak do sedna,  po porwaniu, chłopcy idą na kolację, impreza się rozkręca. Czasem już w piątek ledwo żyją, ale na ogół starają się zarezerwować siłę na sobotę. W sobotę rano najczęściej w planie jest aktywność fizyczna, paintball, basen, etc. Zaś wieczorem, hulaj dusza, piekła nie ma. Kolacja, z występem, ze striptizem, lub bez, panienki, używki, co kto lubi i na co pozwala mu budżet, bo weekend taki czasem jest droższy od samego wesela.  Niestety, nie mogę zdradzać szczegółów tego typu spotkań, bo nigdy na żadnym z nich nie byłam osobiście. A to, co się słyszy, to tylko niewielki fragment tego, co się dzieje  w rzeczywistości. Oglądaliście film Kac Las Vegas? Nie trzeba jechać do Las Vegas, w Europie wystarczy Hiszpania...

środa, 6 lipca 2016

od A do Z

Codzienność, nuda. Rutyna. Czynności od A do Z. Pieprzony jogurt na śniadanie, albo banan. Praca. Nauka. Sport. Obiad, drzemka, kolacja. Zakupy, gotowanie. Sranie. Prysznic. Zakupy. Wynieś śmieci. Dziś poniedziałek, wypierz rzeczy kolorowe. Dziś wtorek, wypierz rzeczy czarne. Czwartek prasowanie. Kolacja z przyjaciółmi. Serial. Piątek, wino,  szum w głowie. Film i sen. Weekend. Trochę spokoju. Seks? Dwa drinki, może trzy. Kac. Obiad. Znowu niedziela. WitaminA B12. Paracetamol. Gdzie się podział ten tydzień?


Jogurt na śniadanie. Banan? Łapię autobus, nie łapię. Nudzę się  w pracy. Nie pracuję, jestem znudzona jej szukaniem. Mój facet to dupek. Nie mam nikogo, zawsze jestem sama. Nie mam pieniędzy. Nie wiem już co robić  z pieniędzmi, brakuje mi dziwek, którym chciałbym zapłacić.  Tak bardzo chciałabym mieć dziecko, odmieniłoby moje życie. Ku...., nie daję już rady z piątką bachorów. Dałbym wszystko, żeby mieć więcej czasu. Dałbym wiele, aby więcej zarabiać, na nic mi nie starcza. 


Ile jeszcze zostało mi dni? Zdążę zobaczyć kwitnące bzy? Chciałbym zobaczyć je ostatni raz. Kiedyś myślałem, że wszystkie moje problemy skończą się jak zostanę dyrektorem X, a tu życie potoczyło się inaczej. Nie mam dziś ani pieniędzy, ani zdrowia. Miałem nadzieję, że jak ona mi wybaczy, wszystko potoczy się inaczej, a tu nic nie będzie już tak jak dawniej. 

-Kocham Cię, bardzo Cię kocham. Jutro idę na wieczór kawalerski, wrócę za dwa dni, zostaniesz sama.
-Proszę Cię zostań ze mną, tak rzadko jesteśmy razem. 
-Nie, idę. Nie przesadzaj.
Ciągle mówi mi, że mnie kocha. Niby niczego mi nie brakuje. A jednak, ciągle jestem sama. Jak nie praca, o co oczywiście nie mogę mieć pretensji, to impreza, jak nie impreza, to delegacja, jak nie delegacja, to wieczór kawalerski. Jestem sama i nawet to lubię. Mam czas dla siebie, na swoje hobby, zachcianki, biżuterię, perfumy. Chyba powinnam być szczęśliwa, w końcu niczego mi nie brakuje. Twoja praca, twoje pieniądze, twoje decyzje. Tak, tak kochanie, może być. Tak, tak kochanie, nie przejmuj się. Tak, tak kochanie, ja to zrobię, ty odpocznij. Tak, tak kochanie, nie musimy o tym dziś rozmawiać. Tak, tak kochanie. Wszystko jest dobrze, ciągle jestem sama, w końcu do wszystkiego się można przyzwyczaić. 

Zrezygnowałam z kariery dla swoich dzieci, ciągle tylko był dom. Obiadki, sratki. Pranie i sprzątanie, wysyłanie dzieci do szkoły, potem ich studia, nauka. Książki, biblioteki, korepetycje. Praca męża. Wspieranie wszystkich od rana do wieczora. Lubiłam rysować. Zostawiłam to, bo zwyczajnie przestało mi starczać na to czasu. Obiadki, sratki. Korepetycje, angielski, gra na gitarze, pianino. Dzieci dorosły, maż się zestarzał. Żadne do mnie nie dzwoni, a jak już zadzwoni, to rozmowa jest bardziej sucha niż sierpniowa trawa. Jak się masz mamo? Wszystko Ok?

Dlaczego nigdy nie chcesz ze mną rozmawiać? Wiesz, że nie wszystko jest na wieczność? Dziś jestem twoja i pijemy razem kawę, kochamy się, kłócimy. Sprawy, które wydają ci się tak oczywiste, jak pocałunek na dobranoc, przestają być oczywiste. Nie patrzymy sobie w oczy. Nie słuchamy się nawzajem. Nie chcę już głaskać cię po karku , tak jak ty przestałeś troszczyć się o mnie. Nie pytasz nawet z kim wychodzę i kiedy wrócę. Już nie mówimy w naszym języku. Nie mówimy w żadnym, oprócz języka pretensji i żalów. Rutyna, codzienność, nuda.  Czynności od A do Z. Rzeczy, które chronią nas od szaleństwa, bo w nich znajdujemy sens. A, B, C, D. Wstaje dzień, świeci słońce, zapada zmierzch, pada deszcz. Czynności do A do Z. Codziennie nas ocalają, ale też sprawiają , że nie potrafimy wyjść poza schemat, zapominając dlaczego coś robimy. Dlaczego głaszczę cię po karku? Dlaczego całuję cię na dobranoc?

I nagle wypadam z tej karuzeli, ze spirali, z rutyny, nudy, dzieje się coś, niekoniecznie z pozoru dobrego, ale wypadam. Upadek boli, a im szybciej kręci się karuzela, tym bardziej. Ktoś wylewa kubeł zimnej wody. Twoje życie nie musi tak wyglądać, może przestało bawić cię jedzenie bananów na śniadanie, a może rzygać ci się chce od lekcji pianina, od potakiwania mężowi, od głaskania po karku, gdy nic nie czujesz? A może skończył ci się już paracetamol. 




środa, 22 czerwca 2016

mniszki i mlecze

Gdyby nie on, nadal nie rozróżniałabym mlecza od mniszka lekarskiego. Nie wiedziałabym też, że jedną z pierwszych roślin, jakie pojawią się wiosną w Polsce, jest złoć żółta. Ani czym jest laminacja, ani  że zapach skoszonej trawy można sprowadzić do jednego tylko słowa - kumaryna. 

Dzięki niemu znam wszystkie nazwy drzew, roślin, zwierząt i mnóstwo interesujących faktów o świecie, które moim słuchaczom otwierają gały ze zdziwienia, ale nijak pomagają mi w życiu. Na niewiele w praktyce zdaje się nauka i zainteresowanie tym, co cię otacza, jedynie możesz zostać uznany za świra. Na niewiele zdaje się też uczciwość i bycie honorowym, które się od niego nauczyłam. Lepiej by było wiedzieć jak zrobić oszałamiającą karierę i zarabiać kupę pieniędzy. Było by łatwiej znosić porażki, iść po trupach do celu, umieć wyciągać korzyści dla siebie. A tu jednymi z ważniejszych rzeczy, które nauczyłam się od ojca, jest ciekawość świata, zamiłowanie do czytania, uczciwość, a  i jeszcze jedno- złośliwość połączona z sympatią tylko do wybranych ludzi i antypatią do kretynów, debili, buców i baranów. 

Pamiętam jak bardzo denerwowały mnie jego liczne uwagi i pouczenia: "Nie tym nożem kroi się chleb.", "Czemu ubrałaś się tak na czarno? Co to żałoba?", "Masz za duży dekolt, za bardzo się wymalowałaś", "Za bardzo się wyperfumowałaś", "Czemu tak późno chodzisz spać,czemu tak długo śpisz?", "O której wrócisz?" ( pytanie nadal się pojawia, mimo iż skończyłam już 30 lat), "Tylko wiesz, nie przesadź z alkoholem" i moje ulubione, mówione do mnie i do siostry: "Dziewczynki, idziemy spać."

Słowa powtarzane jak zaklęcia, które miałyby ochronić ode złego. Dziś wspominam je z uśmiechem na ustach, bo teraz nikt się tak o mnie nie martwi. 

Kiedy miałam 10 lat myślałam, iż inaczej będę wychowywać swoje dzieci, że nie chciałabym być ani taka jak mój ojciec, ani jak moja matka. Dziś wiem- jestem do niego podobna bardziej niż mi się wydaje. Z perspektywy czasu dostrzegam również wszystko, co dla mnie zrobili rodzice i życzyłabym wszystkim mieć taką rodzinę. Nie zamieniłabym mojego taty na żadnego innego, nawet gdyby inny nauczył mnie lepiej radzić sobie w życiu. W końcu w dużej mierze, dzięki mojemu ojcu, jestem dziś kim jestem. I jako nieliczna odróżniam mniszki od mleczy. 

piątek, 22 kwietnia 2016

kryzys 30-latki

-Planujecie dziecko?/ Kiedy będziecie mieć dzieci?
Nic mnie tak nie wkurza jak tego typu pytania, nie obchodzi mnie kto je zadaje. Po prostu mnie denerwują, bo czuję się winna, kiedy je słyszę. 
Albo: ile masz lat? 30? A to masz jeszcze 3 lata. 
Mam albo nie mam, myślę wtedy. 

Z tego, co pamiętam, nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nie wiem czemu, ale wizja ta mnie przerażała od zawsze. Myślałam, że z wiekiem mi przejdzie, a tu jest "coraz gorzej". Z każdym dniem bardziej utwierdzam się w swoim przekonaniu i wyborze. Nie czuję się ani niespełniona, ani gorsza, bo nie mam dzieci i w ciągu najbliższych 5 lat ich nie planuję. A jednak coś jest nie tak. Coś nie pozwala mi do końca cieszyć się moim spokojem. 

-Jak skończyłam 30 lat, pojawił się mały kryzys- zwierzyła mi się ostatnio 31- letnia hiszpańska koleżanka.
- U mnie też- stwierdziłam ze smutkiem.
-Wiesz, że to nie przez nasze zmarszczki, ani inne pierdoły, świadomie lub podświadomie myślimy o naszym zegarze biologicznym. O tym, że zostało nam niewiele czasu, jeśli chciałybyśmy mieć dziecko.
Wzdycham i potwierdzam. Facetowi wszystko jedno, kobiecie nie.

Czy gdyby nie presja społeczna, w ogóle byśmy o tym myślały? Przejmowały się? Czy gdybym nie widziała dzieci moich koleżanek, też tak często bym o tym myślała? Nie wiem...
Znam dużo kobiet, które nie lubią dzieci, sporo, które nie chciały długi czas, a potem, gdy urodziły, oczywiście oszalały na ich punkcie. Sporo też takich, które żyją tylko dla 10 swoich dzieci.

Pamiętam moją rozmowę z jeszcze jedną koleżanką 2 lata temu. 
- Chcesz mieć dzieci?- zapytała.
-Yyyy nie wiem, właściwie to za nimi nie przepadam.
- Ja też nie, prędzej podejdę do psa, niż do dziecka, poza tym nie chcę ani porodu, ani karmienia, ani niczego w tym rodzaju. I co się stanie z moim ciałem?
Co za ulga, wreszcie ktoś powiedział to wprost. Może za 10 lat zmienimy zdanie, ale może nie?  W końcu mogę z kimś porozmawiać bez głupiego usprawiedliwiania się. Nie jestem jedyna, hurra! 

Nie chcę mieć dzieci, choć uwielbiam dzieci moich przyjaciół i uważam, że są najcudowniejsze na świecie. Lubię kupować im ubrania, książki i nic nie sprawia mi takiej radości jak ich uśmiech, ale... nie czuję się gotowa na to by sama być matką i nie wiem czy to się zmieni z dnia na dzień. Nie jestem przez to mniej kobietą, niż ta która ma dwójkę dzieci, czy dziesiątkę. Ani ta, która by chciała, a zwyczajnie nie może... Nie sądzę też, iż 30- latka, która nie urodziła pierwszego dziecka powinna czuć się wybrakowana. Niestety społeczeństwo daje ci odczuć coś innego. 

Takim samym szacunkiem mogę darzyć bezdzietną kobietę, samotną matkę, jak i rodzicielkę piętnastu. Każda z nas jest inna, każda z nas dokonała swojego wyboru.



Z dedykacją dla polskich kobiet. Dziewuchy dziewuchom! Róbcie swoje. 

czwartek, 10 marca 2016

kobiety zapomniane przez Boga

"-Udaje mi się połączyć karierę sportowca z rolą matki."- powiedziała jedna z atletek przygotowująca się do występu w olimpiadzie. Na co oburzył się Enrique, mówiąc, że mężczyznom też się udaje i nigdy się o tym nie mówi. W związku z czym oburzyłam się ja. 

 Kariera i wychowanie dzieci w Hiszpanii to fikcja. Co zrobisz z czteromiesięcznym dzieckiem? ( Urlop macierzyński trwa 3 miesiące) Wrócisz do pracy? A jak wrócisz, to ci zredukują godziny, a potem zwolnią. A jak wychowywać dzieci kiedy się pracuje od 9.00 do 19.00, mało tego czasu zostaje. 

 Zresztą to nie tylko problem Hiszpanii, ale wielu krajów. I nie zgadzam się, że problem dotyczy mężczyzn. Głównie dotyczy kobiet. Niestety. Jeszcze nie słyszałam o zwolnieniu faceta, bo został ojcem.

 We wtorek był Dzień Kobiet,  w Hiszpanii mało się go obchodzi, a szkoda, bo "maczyzm" w tym kraju ma się dobrze, aż za dobrze. 
Patrząc jednak z perspektywy bardziej globalnej płci pięknej w Europie żyje się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Owszem, wciąż zarabia dużo mniej od mężczyzn na tym samym stanowisku, poświęca przeciętnie 2 godziny więcej w ciągu dnia na prace domowe i opiekę nad dziećmi, ale jednak. Dostęp do nauki, służby zdrowia, antykoncepcji,  jako taka wolność decydowania o sobie, możliwość wyboru partnera,  miejsca pracy, zamieszkania itd. 

Rzeczy, które wydają się nam, Europejkom, tak oczywiste, dla wielu kobiet na świecie są nierealne. Na przykład to, że czytasz ten tekst- masz szczęście, bo po pierwsze umiesz czytasz, po drugie posługiwać się komputerem. Kiedy myślę sobie, gdzie nie chciałabym być kobietą, to pierwsze co mi przychodzi na myśl to Afganistan, potem Filipiny, Indie oraz kilka państw afrykańskich. W sumie dodałabym jeszcze Brazylię, Meksyk i Amerykę Środkową. Pomijam Koreę Północną, bo tam w ogóle nie chciałabym się urodzić pod żadną postacią.

 Szczególnie "bliskie" są mi kobiety z Afganistanu, bliskie, bo dużo o nich czytam i paranoja rozsadza mi głowę od środka. Jak to możliwe, że jest rok 1996 i do kraju wkraczają talibowie, aby zaprowadzić swoje porządki. Pierwszą rzeczą, którą robią są zmiany w telewizji, zwolnienie ładnych prezenterek, zatrudnienie brzydkich i starych, upolitycznienie wiadomości, programów, wszystkiego. Bzdura? Bzdura, ale od tego się zaczęło. Potem zakazy, tysiące zakazów, zakaz wychodzenia kobiecie z domu bez towarzystwa mężczyzny, co za tym idzie, zakaz jechania taksówką samej. Zakaz wesel, hucznej muzyki, filmowania, posiadania kamery, zakaz malowania paznokci, zakaz słuchania radia. Zakaz nauki dla kobiet, wszelkiego rodzaju nauki, nawet czytania, zakaz wykonywania zawodu kobietom lekarzom, zakaz pójścia do lekarza innego niż kobieta -kobietom. Masz gorączkę, zapalenie migdałków- nie możesz wziąć nawet głupiej aspiryny, bo nikt ci nie wypisze recepty, ponieważ jako kobieta nie możesz iść do lekarza niekobiety. 

Nie bez powodu, w Afganistanie, współczynnik śmiertelności wśród noworodków i młodych matek był i nadal jest jednym z najwyższych na świecie. Powołanie Komisji [sic!] do spraw promowania cnoty i zapobiegania występkom, która biła, kamieniowała i wieszała kobiety za nic. Zresztą nie tylko kobiety. Nie burka była największym problemem w tym kraju. Choć obowiązek noszenia burki, również wprowadzili talibowie, musiała być obowiązkowo niebieska, za białe burki, mogłaś być surowo ukarana, łącznie  z powieszeniem. Teoretycznie od 2003 r. talibowie nie rządzą już Afganistanem, jednak praktycznie nadal tam są i mają się dobrze. Nie kwiatów, a wolności życzyłabym afgańskim kobietom, dostępu do edukacji i  służby zdrowia.

Filipiny, rok 2000 któryś tam... jeden z najbardziej chrześcijańskich krajów w tym regionie, 14-letnie dziewczynki rodzą dzieci, które nigdy nie będą miały szansy na normalne życie, bo rodzą i umierają się w najgorszych slumsach. Ze slumsów nigdy się nie wydostaniesz, tam przyjdzie ci żyć, rozmnażać się i umierać. Kościół powtarza wciąż swoją śpiewkę o złu czynionym przez antykoncepcję. Niemniej jednak, gdy chcesz pigułkę wczesnoporonną, to najprędzej znajdziesz ją u księdza. 

Indie, tu z kolei przynależność do danej kasty predestynuje twój los. Jeśli urodziłaś się w najniższej kaście, to zostaniesz w niej na zawsze, nie zmieni tego nic. Możesz mieć też pecha i wcale się nie urodzić, bo w Indii istnieje aborcja wybiórcza, kiedy okazuje się, iż przyjdzie na świat dziewczynka, zawsze można się pozbyć problemu. W Indii brakuje kobiet. Selektywna aborcja zabija Indie, chciałoby się powiedzieć. 

Somalia, Gwinea, Dżibuti, Etiopia i wiele, wiele innych... komuś przyszło do głowy, że wycięcie łechtaczki zagwarantuje dziewictwo aż do ślubu i niezdradzanie męża. Na świecie żyje 130 mln obrzezanych kobiet, dziennie obrzezanych zostaje 6 tysięcy, czyli 2 mln kobiet rocznie. Pierwsze, co ci przyjdzie do głowy, to naiwna myśl: brak orgazmu. Obrzezane kobiety mają jednak większe zmartwienia, o ile w ogóle przeżyją ten barbarzyński zabieg, któremu daleko jest od europejskich, sterylnych standardów. To znaczy: odbywa się on często za pomocą jakiegokolwiek ostrego narzędzia napotkanego na drodze, np. kawałka szkła, lustra, tępego noża, starej żyletki. O ile to przetrwają i nie umrą od zakażenia, przeżywają piekło za każdym razem, gdy chcą oddać mocz, potem gdy mają miesiączkę, a potem, kiedy rodzą dzieci. Sprawę seksu przemilczę. 

I na koniec Turcja, XXI wiek, czy można zabić swoją córkę, bo splamiła honor? Można, zabójstwa rytualne wciąż istnieją na prowincji. Splamienie honoru to na przykład zadzwonienie do radia i wyznanie publicznie miłości swojemu chłopakowi. 

Ja, kobieta z Europy, nisko schylam głowę, zdejmuję swój kapelusz i składam hołd wszystkim innym, o których zapomniał Bóg i zapomniał świat.