sobota, 2 maja 2020

Ludzie zombi, czasy zombi

I nie widać światła w tunelu i końca nie widać tego karcelu. Tak mamy trwać i kwitnąć do 9 maja, a potem... nikt tego nie wie. Hiszpania już siódmy tydzień siedzi w domu, wciąż trwa stan wyjątkowy, wciąż niewiele nam wolno. Zarówno ilość zachorowań jak i zgonów bardzo spadła, szpitale nie są już zatłoczone, szpitale polowe puste, ale nikt niczego nie wie. Siedzimy w domu, ludzie zdrowi i młodzi, ludzie zombi. Puste miasta, puste ulice, ludzie bez uśmiechu. Minimum metr odległości. Kiedy wróci życie? Radość? Siedzimy na balonach, kto ma balkon, gnieździmy się w ciasnych mieszkaniach. Czasem spotykasz kogoś siedzącego na ławce, choć nawet te ławki są surowo zabronione. Może ma dość swojego męża, dzieci, chce pooddychać, udajesz, że jej nie widzisz, idziesz dalej. Patrzysz na to jak przemija wiosna, jedna z najpiękniejszych od wielu lat. Ponoć najbardziej deszczowa od 1921 roku, od stu lat. Mijasz rzepak, chabry, mak, z tak ogromną chęcią położenia się na łące, która też jest zabroniona. 

Spotykasz ludzi w maskach, nie wiesz, czy się uśmiechają, czy się Ciebie boją, zachowaj półtora metru dystansu. W Hiszpanii? Tak bardzo tęsknisz za plotkami z sąsiadem, za całowaniem się w policzki, za przytuleniem się do najbliższych przyjaciół. Za głośnym gadaniem i pluciem na siebie w barze. Kochankowie spotykają się w supermarkecie, w aptece, kupują wspólnie paracetamol, wspólnie, ale każdy z osobna. Wszystko jest zabronione, nawet miłość.


Przynajmniej oficjalnie, aż do czasu, gdy jest ci wszystko jedno czym się zarazisz, bo potrzeba bycia z drugim człowiekiem jest silniejsza niż strach... Bo tęsknisz za rozmową, dotykiem, pocałunkami, przypadkowymi muśnięciami po udach, ramionach i rękach. Za uśmiechem na ulicy, od ludzi, których nie znasz i nie chcesz poznać. Tęsknisz za kimś, kto śpiewa na ulicy, kto tańczy, kto wysyła ci bezczelne spojrzenia. Co stało się z tym krajem, gdzie jesteś Hiszpanio?  Gdzie twoja gitara, otwartość, teraz każdy boi się każdego. Nikt nie zatrzymuje się na ulicy, żeby porozmawiać, wymienić spojrzenia. Wychodząc na zabroniony spacer*, spuszczasz oczy, jakbyś czuł się winny. Czuł się winny temu, że oddychasz, że żyjesz, że jesteś zdrowy, że nikt z Twojej rodziny nie zachorował, nie umarł, że jesteś szczęśliwy, mimo wszystko. Twoim najszczerszym pragnieniem jest coś tak prostego jak pójście do fryzjera, obcięcia włosów, pomalowanie paznokci,  jak taniec. Spotkanie się z przyjaciółmi, impreza, fiesta, alkohol, ludzie, rozmowy, głupoty. Bo masz już serdecznie dość obowiązkowych ćwiczeń, rutyny kwarantannowej, tego, czego wolno, a tego, czego nie.

Ale tak naprawdę kim będziemy po tej kwarantannie? Ludźmi bojącymi się kontaktu z drugim człowiekiem, zombi? Myśleliśmy, że to będzie trwać 2 miesiące, a to trwa i trwa, końca nie widać, rzeczywistość się zmieniła z dnia na dzień i taka z nami zostanie na dłuższy czas... Zapomnij o tym, co było, te dwa miesiące wydają się wiecznością, byliśmy ludźmi fiesty, jesteśmy ludźmi zombi. Boisz się pocałunków, boisz się przytulać, boisz się dotykać czyjejś skóry.

Rzeczy, które były za darmo i na wyciągnięcie ręki stają się nieosiągalne  i nie możesz za nie zapłacić ani kartą, ani gotówką. Nawet jakbyś chciał... To, co zawsze uważaliśmy za oczywiste staje się dobrem luksusowym. Spotkania, taniec, wspólne posiłki, wspólne leżenie na plaży. Tak bardzo chcemy być razem, a tak bardzo nie możemy. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę ile wydawała/eś pieniędzy na niepotrzebne rzeczy, kolejna szminka, sukienka, drink. Samochód, motor, nowy garnitur. Nie zauważając prostych rzeczy, a w dodatku, tych które są za darmo. Spaceru po lesie, zapachu kwiatów, szum silnika zagłuszał śpiew ptaków, szelest banknotów zabierał Ci czas na telefon do przyjaciół. Kolejne kupione buty zagłuszały twoją samotność i potrzebę zmian w twoim życiu. Jakoś to będzie, kiedyś znajdę czas na zmiany. Teraz mam ważniejsze sprawy do załatwienia. I nagle ta nowa rzeczywistość spadła na Ciebie w zupełnej ciszy, ale z ogromnym hukiem. Cztery ściany i ogrom czasu, który się nagle znalazł przygwoździły Cię, przygniotły. Kim jestem? Kim są moi przyjaciele? Po co tyle pracuję? Czemu tak mało pracuję? Kim jest mój partner, dlaczego nie potrafimy już rozmawiać? Co mam robić z moimi dziećmi? 

Ludzie, których uważałeś za swoich przyjaciół , zniknęli. Nie wszyscy, ale spora część. Wszystkie interesowne znajomości nagle wyparowały. Ktoś przestał do Ciebie dzwonić, bo może już Cię nie potrzebuje. Może wspólne sprawy, które Was łączyły, nie były takie istotne... Za to pojawili się inni ludzie, którzy mają dla Ciebie czas, umieją słuchać, pytają jak się czujesz. Troszczą się o Ciebie. 
Kim jesteśmy? Kim będziemy? Co zostanie ze znanej nam dotąd rzeczywistości? 



* Tekst pisałam na kilka dni przed tym, gdy rząd wydał oficjalną zgodę na spacery. Od 2 maja można iść na spacer i uprawiać sport na świeżym powietrzu. 

poniedziałek, 23 marca 2020

"Raport z oblężonego miasta." Jak wygląda sytuacja w Hiszpanii w czasie koronawirusa?

Zostań w domu! Słyszę to od tygodnia i sama się zastanawiam, a gdzie właściwie miałabym pójść... Od 14 marca został w Hiszpanii wprowadzony stan wyjątkowy. Na razie do 13 kwietnia, ale kto wie jak długo. Granice Madrytu są zamknięte, granice Hiszpanii są zamknięte. Krajem rządzi wojsko, minister zdrowia, obrony i transportu. Wszystko zostało pozamykane, z wyjątkiem sklepów spożywczych, aptek i pralni. 
Nie wolno nam niczego. Nawet zabronili spacerowania, sportu. Żeby wyjść na zewnątrz musisz iść wyrzucić śmieci albo po zakupy i UWAGA! nie można już nawet wyjść po piwo, bo za to można dostać mandat, muszą być to większe zakupy... Zabronione jest wychodzenie w dwie osoby, za jazdę samochodem w dwójkę jest mandat wysokości 1000 euro. Fabryki alkoholu spożywczego zostają przekształcane w fabryki alkoholu do celów industrialnych. Ludzie przestali się do siebie uśmiechać, odsuwają się od siebie na kilka metrów. Każdy się boi, ale żeby nie odpowiedzieć na pozdrowienie... 

Codziennie dopływają do nas setki złych wiadomości, ponad 33.000 zdiagnozowanych przypadków, 2182 osób zmarło, kończą się materiały, nie ma wystarczającej ilości lekarzy, pielęgniarek, szpitali. W Madrycie tworzą się prowizoryczne szpitale w hotelach, w centrum IFEMA (targi madryckie). A sytuacja najgorzej wygląda w domach opieki, gdzie masowo umierają starsi ludzie. Umierają w samotności, nikt nie może się z nimi pożegnać, ani potrzymać ich za rękę. A Ci do których szczęśliwie nie dotarła zaraza tęsknię za swoją rodziną, dziećmi, wnukami, nie można ich teraz odwiedzać, to surowo zabronione. 
Rodziny kłócą się w domu, bo dzieciom też nie wolno wychodzić, po tygodniu takiego siedzenia ludziom zaczyna odbijać. Człowiek wychodzi z siebie...
Kawały o papierze toaletowym coraz mniej nas bawią, każdy tylko czeka, aż to wszystko się skończy. Są i dobre momenty, muzyka, którą ktoś włącza na cały regulator, sąsiad, który śpiewa lub gra na jakimś instrumencie. Klaskanie o 20.00 każdego dnia, aby podziękować służbie zdrowia, policji, pracownikom supermarketów i tym, którzy narażają swoje zdrowie i życie. Wspólne szycie maseczek, pomoc starszym, ludzka solidarność. 
Jednak brakuje spotkań z przyjaciółmi, sportu, uśmiechu, sobotnich wyjść do baru, założenia sukienki, tańca, ludzi, powietrza!!!
Zostań w domu i oddychaj. Zostań w domu i za dużo nie myśl. Stwórz swoją rutynę, nie siedź w piżamie, ruszaj się. Czytaj, oglądaj filmy, sprzątaj, zrób porządki w szafie, w garażu, w kuchni. Bla, bla, bla... Nawet kwarantannę każą ci zorganizować, nie można się zrelaksować nawet w weekend. Niektórzy będą musieli wziąć urlop po tym wszystkim, żeby odpocząć od tego wojskowego rygoru. O ile będą mieli, gdzie wrócić do pracy...
Zostań w domu, otwórz okno, oddychaj, wszystko będzie dobrze, nie oszalejemy, jeszcze nie teraz...

piątek, 13 marca 2020

List do Europejczyka

Chcesz ukarać Hiszpana w najgorszy z możliwych sposobów? Każ mu siedzieć w domu. Zabroń mu iść na wino do baru, spotkać się z przyjaciółmi na kolację, "ir de cañas" (wyjście na piwko). 

Dziś nastał historyczny dzień w Hiszpanii. Rząd wydał dekret nakazujący do dnia 26 marca zamknięcie wszystkich barów i restauracji na terenie Madrytu. Czegoś takiego jeszcze nie było nawet za czasów wojny. Zamknięte są też szkoły, instytucje publiczne, siłownie, teatry, muzea. To najlepsza decyzja jaką mogły podjąć władze. Bo ludzie nie usiedzieliby na dupie, stałoby się dokładnie to samo, co we Włoszech. Krajowi, któremu przyszło teraz słono płacić za swoją kulturę, za kulturę siedzenia w barach, na ulicy, całowania i obściskiwania się ze wszystkimi. 

Hiszpanie są dokładnie tacy sami. W normalnych czasach nie ma nic lepszego niż ten uśmiech, beztroska, buziaczki ze strony wszystkich przyjaciół, uściski, ciepło. Ludzie tacy są... W najgorszym momencie mojego życia, kiedy codziennie przez miesiąc przychodziłam do mojego chłopaka do szpitala, gdzie leżał ciężko poparzony na intensywnej terapii, ten kontakt dawał mi siłę i energię. Codzienne przytulania, buziaki, trzymanie się za rękę. Dziś to ciepło dosłownie może być zabójcze, bo ktoś nieświadomie czymś cię zarazi. Nie dasz rady powstrzymać się od tych gestów, od bycia ze sobą blisko, od przytulania się, to wbrew naturze. Tak samo jak siedzenie w domu. Dziś jest to zabronione, choć to gorzka radość, to cieszę się, że zamknęli te bary, że nie zobaczę się przez kilka tygodni z moimi przyjaciółmi. Mam nadzieję, iż wyjdzie nam to na zdrowie, przynajmniej te fizyczne. 



Nie mówicie źle o Chińczykach, ani o Włochach, to niczyja wina. Tak się stało, choroba nikogo nie pyta o zdanie. Równie dobrze mogłoby się to zacząć w Rosji czy w Polsce i kto wie, co zrobiłby rząd, może ukrywałby prawdę do ostatniej chwili. Koronawirus zniknie, a rasizm i uprzedzenia zostaną. To nie ma sensu...

Chciałabym też zobaczyć miny tych wszystkich, którzy tak bardzo krytykują imigrantów, uchodźców, ludzi walczących o przetrwanie. Na pewno w tych dniach chociaż przez chwilę pomyślałeś, a co będzie jeśli zabraknie jedzenie? A co będzie jeśli zamkną sklepy? A co będzie jeśli zabraknie mydła? Leków? Łóżek w szpitalu? Papieru toaletowego? Na co dzień żyją tak tysiące ludzi na całym świecie, drogi Europejczyku. Ile razy pomyślałeś źle o Syrii? O tych "brudasach, którzy przyjeżdżają by żyć z zasiłku? O ludziach, którzy żyli normalnie i z dnia na dzień zostali tej normalności pozbawieni? Czy myślałeś wtedy o tym, bijąc się o ostatnią rolkę papieru i opakowanie makaronu? 

Drogi Europejczyku, czy w najśmielszych snach przypuszczałeś, że z dnia na dzień zabronią ci twoich ulubionych rozrywek? Pójścia na kawę z przyjaciółmi, na basen, na spacer, do kina... Tak żyją na co dzień tysiące ludzi na świecie... Czy ktoś może ogłosić, że nastąpi koniec "normalności"? Z dnia na dzień zabierają ci rzeczy, które były takie normalne...

Jeszcze w zeszły piątek jechałam do centrum Madrytu, chodziłam po sklepach, śmiałam się i piłam piwo z moją przyjaciółką, tańczyłyśmy, gadałyśmy, spacerowałyśmy.
Dziś pociągi są puste, wszystko zamknięte, nikt nigdzie nie chodzi. Wojna, epidemia, katastrofa się nie zapowiada, nie puka do drzwi pytając o pozwolenie. Przychodzi znienacka w najmniej odpowiednim momencie. Może my, Europejczycy, zapomnieliśmy jak dobrze żyjemy... W codziennym pędzie za wszystkim, zajęci kupowaniem samochodów, telefonów, ubrań, upijaniem się co weekend z przyjaciółmi. Świat zmusza nas, żeby zwolnić. 

Drogi Europejczyku, weź głęboki oddech, przeczekaj zły czas, bądź zdrowy!