Są takie dni, że jestem tu tylko ciałem, duchem jestem gdzie indziej. W ojczyźnie. W rodzinnym mieście. Pod starym trzepakiem obok domu rodziców.
Mieszkanie poza swoim krajem ma swoje ciemne strony, o których rzadko ci ktoś powie i nie zrozumiesz tego, dopóki sam nie zaczniesz żyć takim życiem.
W dni powszednie nie zastanawiasz się nad tym, bo nie ma ani czasu, ani potrzeby. Gorzej, gdy nadarzy się jakaś specjalna okazja. Święta, urodziny, imieniny, rocznice. Wesela, pogrzeby. Nie zawsze można wsiąść w samolot i być na miejscu. Ze względu na odległość, brak czasu, brak pieniędzy.
To ciągłe wybory między czymś ważnym, a ważniejszym. Między tym, kto się na Ciebie obrazi, a kto bardziej cię zrozumie. Różne wydarzenia przeciekają ci przez palce i jedynie niemyślenie o nich sprawia, że nie czujesz się źle. Urodziny mamy, urodziny siostry, Dzień Matki, Dzień Babci. Rocznica ślubu, ślub, na który nie dasz rady przyjechać. To jednocześnie smutek, wyrzuty sumienia jak i czasem złość. Złość, bo ktoś oczekuje przeprosin czy usprawiedliwienia. Bo kogoś zawiodłeś. Nieważne, że chodzisz w takie dni jak zombie, bo na odległość nic nie możesz zrobić.
Nie uściskasz babci, która kończy 85 lat i nie wiadomo jeszcze, ile razy będzie świętować swoje urodziny. Nie pójdziesz do kawiarni z mamą, ani w Dzień Matki, ani w jej urodziny, ani nawet w zwykły weekend. Ba, nawet się z nią nie zdążysz pokłócić, obrazić, przeprosić. Nie da rady być przy dziadku w dniu jego operacji, ani nawet tydzień po. Nie możesz być z przyjaciółką, gdy rodzi się jej pierwsze dziecko, ani gdy innej, ciężko chory syn, leży w szpitalu. Nie upijesz się z przyjacielem z okazji jego awansu, ani nie przytulisz go, żeby pocieszyć po śmierci ojca.
I choć twoje życie jest już daleko od tego, co tam... to pewne rzeczy się nie zmieniają. Ludzie bliscy są bliscy nadal albo nawet ważniejsi, bo dopiero dystans uświadamia ci, jak bardzo są istotni. Walczysz z tęsknotą, wyrzutami sumienia i jednocześnie masz prawo do życia tam, gdzieś chcesz, z kim chcesz i jak chcesz.
Do tego dochodzi dziwny sposób rozumowania niektórych ludzi. "Mieszka za granicą, to na pewno ma lepiej." Więcej zarabia- w przypadku Szwecji. Ma lepszy socjal- w przypadku Anglii. Ma więcej słońca- w przypadku Włoch. "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma." Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział...
Z jednej strony to miłe, gdy ktoś pyta się ciągle, kiedy przyjedziesz, a z drugiej strony, to równie miłe jak ktoś pofatyguje się, żeby cię odwiedzić albo przynajmniej zadzwonić. (W Europie nie ma już praktycznie roamingu!) Samoloty latają w obie strony dokładnie tak samo. I jeśli to ten sam kontynent, ceny też nie są horrendalne.
Mijają lata i zarówno tu jak i tam, czujesz się jednocześnie u siebie i nie u siebie. Czasem jesteś tu tylko ciałem, a gdzieś tam, w odległej galaktyce duchem.
Hey Aniu ponieważ wiem, co to bycie jedną nogą tu A druga tam, wiem.ze zwłaszcza w momentach melancholii i swiat tęsknota uaktywnia się najbardziej. Z jakiegoś powodu jednak wybrałaś słoneczna Hiszpanię i jesteś tam szczęśliwa! Nos do góry i pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCała prawda , ja pomimo ze mieszkam w Hiszpanii dopiero od 7 miesięcy już zaczęłam zauważać te zwykle czynności których mi brakuje. Kawa z mamą, przyjaciółka czy zwykła rozmowa w cztery oczy... co więcej używanie innego jezyka czasem również przyczynia się do frustracji, bo nawet jeżeli mówisz świetnie po hiszpańsku czy w jakim kolwiek języku w moim odczuciu chyba nigdy nie będziesz w stanie wyrazić tak dokładnie tego co czujesz. Ale na pewno warto chociaż na chwile doświadczyć takiej przygody, by poznać samego siebie i zacząć doceniać każdy dzień !
OdpowiedzUsuńZapraszam tez na mojego bloga związanego z życiem w Hiszpanii withoutplanforlife.blogspot.com
Mieszkam w UK od 14 lat i mam podobne odczucia chociaż do Polski mnie nie ciągnie bo miałem tam zle przeżycia raczej szykuje się do wyjazdu w cieplejsze klimaty i będzie to hiszpańska ziemia lecz raczej wyspa niż stały ląd 😁
OdpowiedzUsuńŁadnie i prawdziwie napisane.
OdpowiedzUsuń