Pamiętam jak ciągle śniłam sen: pakuję walizki i nie udaje
mi się zdążyć na samolot, odjeżdżają pociągi, wszystko ucieka mi sprzed nosa.
Po trzech miesiącach koszmar przestał mnie dręczyć.
To się stało naprawdę, z tym, że nic nie uciekło, spakowałam
się i wsiadłam w samolot z biletem w
jedną stronę. W sierpniu minęły trzy lata odkąd tu mieszkam. Czas płynie coraz szybciej, przecieka przez palca jak woda, nic nie jest w stanie
tego zmienić.
Nigdy nie żałowałam swojej decyzji, choć siedzenie w jednym
miejscu zaczyna mnie męczyć. Stabilizacja. Dla niektórych, to coś upragnionego,
ale raczej nie dla mnie.
Właściwie, to wreszcie mogę napisać, że czuję się jak u
siebie w domu. Czuję i jestem u siebie. Denerwuje mnie tu tyle spraw, począwszy
od premiera, a na ludziach nie mówiących „dzień dobry” kończąc, że naprawdę
stałam się 100% obywatelem Hiszpanii.
Jednocześnie naprawdę lubię ten kraj, przede wszystkim za
poczucie wolności, które daje. Media nie bombardują tu informacjami o
papieżach, kościołach, religii. Wiara każdego jest jego prywatną sprawą, nikogo
to nie obchodzi. Nie ma wpływu na życie, na pracę, na ustawy w sejmie. Nie ma też dyskusji ze słowem „gej” w tle. O
orientacji seksualnej drugiego człowieka również się nie rozmawia. A już niedopuszczalne
jest obrażanie kogoś z tego powodu. Mówię o debatach publicznych, co się mówi
na prywatnym spotkaniu, nawet jak jest to niepoprawne politycznie, to już inna
sprawa. Choć również prywatnie nikt się tym specjalnie nie emocjonuje. Oddycha
się czystym powietrzem, ten smrodek kościelny, ta stęchlizna „dydaktyczna”, nie
istnieje.
Lubię ten kraj także za jego różnorodność. Pod względem
geograficznym: deszczowa i chłodna północ, suche jak pieprz centrum ,
śródziemnomorskie klimaty na całym wybrzeżu wschodnim oraz mała pustynia na
południu. Plus oczywiście wyspy i każda
ze swoim mikroklimatem. Hiszpania jest piękna. Naprawdę. Dzięki temu tutejsza
kuchnia jest tak bogata, w menu hiszpańskim znajdziecie wszystko począwszy od gazpacho
na gorące dni, poprzez wszelkiego rodzaju ryby, owoce morza, mięsa, a na
zwykłej fasolowej kończąc. Hiszpanie z każdego dania potrafią zrobić małe
dzieło sztuki.
Dwie najważniejsze rzeczy, za które kocham Półwysep
Iberyjski: szacunek do tradycji, przejawiający się w specyficzny sposób, w
postaci fiest, nie rocznic smutnych i wzniosłych, lecz obchodzenia świąt w sposób najbardziej radosny z możliwych. (Za
wyjątkiem Wielkiego Tygodnia, to jedyne święto obchodzone bardzo uroczyście,
podniośle.) Fiesty, których tradycja sięga nieraz XVI w. a przetrwały do dziś.
Najbardziej dziwaczne mogłoby się zdawać. Palenie woskowych kukieł, oblewanie
się litrami wina czy procesja pijacka. Ważne by być razem i cieszyć się chwilą,
przyjaciółmi i życiem. Drugą rzeczą są
sami ludzie, normalni ludzie, jak pani, co sprzedaje majtki na rynku, jak
listonosz, pan z rybnego, barman, kelner. Ludzie zwyczajnie mili, uprzejmi,
uśmiechnięci, nie narzekający na wszystko, a mający, JAK KAŻDY, sporo
problemów. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do uśmiechu. Do tego, że jest
niedziela, idę kupić mięso na grilla i facet nie narzeka na pracę w niedzielę,
ale z uśmiechem od ucha do ucha, kroi dla mnie kiełbasy.
Hiszpania nie jest jednak rajem. Nie brakuje chamstwa,
złodziei, bezmyślności, bezczelności. Nie jest to państwo, które pomaga swoim
obywatelom w jakikolwiek sposób. Bezrobocie wciąż sięgające ponad 25% bez
większych szans na zmiany, pensje niskie, umowy o pracę nic niewarte albo na
niekorzyść pracownika. ( Dla przykładu koleżanka pracuje prawie 50 godzin tygodniowo,
a umowę ma na pół etatu). Urlop macierzyński niecałe trzy miesiące, pomoc dla
rodzin z dziećmi- praktycznie zerowa. Kredyty za mieszkania na fatalnych
warunkach, jedne z najgorszych w Europie. Wiele, wiele innych spraw, o których
nieraz pisałam i pisać będę, wolę jednak tutaj na tym poprzestać. Przez 3 lata
nauczyłam się jednej ważnej rzeczy: optymistycznie patrzeć w przyszłość i mając
do wyboru narzekanie albo chwalenie się tym, co dobre, wybieram to drugie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz