sobota, 20 października 2012

100 lat niech żyje, żyje nam


Esmeralda, babcia Enrique,  w wakacje wylądowała w szpitalu. Nogi tak jej spuchły, że nie mogła już postawić kroku. Mało tego, wypadł jej bark. Akurat działo się to wszystko jak byliśmy we Włoszech. Niestety kobieta, z której byłam tak dumna, która w wieku 99 lat mieszkała sama, ubierała się sama, była całkowicie samodzielna, z dnia na dzień stała się zależna od innych.Od września musiała zamieszkać w domu opieki dla starszych. Nie chcę mówić „dom starców”, bo nie podoba mi się to określenie. Po hiszpańsku „residencia”. Jakoś lepiej brzmi.

W rezydencji nie jest źle. Ma dobrą opiekę, koleżanki,  bardzo dobre jedzenie, wręcz jak mówi, jest go za dużo i mnóstwo się marnuje. Wcale się nie dziwię, że tak ich karmią, gdyby jedzenia było za mało, ktoś narzekałby, że jest za mało. W rezydencji jest wspólna sala, gdzie starsi ludzie siedzą cały dzień, nie wolno im przebywać samemu w pokojach. Mają być razem, rozmawiać, grać w karty, wychodzić do ogrodu. Poza tym mają salę ćwiczeń,  kawiarnię, salę telewizyjną. Starsi ludzie są przeróżni. Niektórzy jak Esmseralda, sympatyczni i w miarę nieupierdliwi, ale niektórzy nie do wytrzymania. Cały czas niezadowoleni i marudzący, ich podstawowym problemem jest to, że nie chcą tu przebywać.

-Chcę do domu- mówi koleżanka Esmeraldy.
-Mamo, nie marudź, ja naprawdę nie mogę zrobić dla Ciebie więcej. Masz sto lat.
-Nie sto, tylko 99.
Nikt nie lubi jak się go postarza.

-Ech, gdybym mogła chodzić- wzdycha Esmeralda.
Esmeralda wciąż ma nadzieję, że wstanie w z wózka. Chodzi na rehabilitację i trenuje. Niestety rehabilitant powiedział, iż raczej już nie wstanie. Serce ma zdrowe, umysł sprawny, ale ciało już nie ma siły. 
-Nudzi mi się tu. W Aranjuez miałam koleżanki, tu jestem sama- żali się.
Nikt tak jak ja. nie zrozumie jej lepiej. Mnie też brakuje koleżanek, kolegów, moich miejsc. Z tym, że ja mogę robić wszystko na co mam ochotę, Esmseralda już nie.

Patrząc na tych wszystkich starszych ludzi, mam wrażenie, iż życie człowieka zatacza koło. Rodzi się dziecko, dorasta, jest dorosłe, starzeje się i staruszkowie znów są jak dzieci. Nierzadko mówiący głupoty, bezradni, potrzebujący naszej pomocy, uwagi i miłości. Wchodząc do rezydencji, wchodzisz do całkiem innego świata. Twoje problemy stają się nieistotne, rzeczywistość ma inny wymiar.

-Wczoraj jeździłam tu na rowerze wokół budynku, z moją mamą- chwali się jedna z rezydentek.
-To ile twoja mama ma lat?- pyta ktoś.
-Ja mam 90, więc myślę, że moja mama ma 120 lat- odpowiada kobieta, której brak jednej nogi.

Siedzę na ławce i przeglądam gazetę, tę o niczym, gdzie można poczytać o gwiazdach, plotkach i tak dalej.
-Jak zobaczysz zdjęcie dziewczyn w bikini, pokaż mi- mówi starszy pan.
- Ale jest październik, zdjęcia dziewczyn w bikini ukazują się w sierpniu- odpowiada moja teściowa.

Przypomina mi się nasza polska, urodzinowa piosenka „100 lat, niech żyje, żyje nam.” W Hiszpanii śpiewają „ Cumpleaños feliz” czyli po prostu- wesołych urodzin. I nie życzą sobie stu lat, tylko szczęścia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz