wtorek, 11 marca 2014

11 marca Madryt

Wsiadam do pociągu, biegnę, żeby zdążyć na stację, udało się, uff. Dzień jak co dzień, w powietrzu czuć wiosnę, kwitną już wiśnie i migdałowce. Jadę do pracy, przysypiam przytulona do szyby. Myślę o rzeczach, które mam do zrobienia. Zadzwonić do lekarza, umówić się na cytologię. Napisać do Debo, bo dawno do niej nie pisałam, kupić szpinak i jogurt. No właśnie, co będziemy jeść dzisiaj na kolację?  Chociaż jest 7 rano już to analizuję, rybę czy kurczaka? O nie, zapomniałam rozmrozić chleb.  Jak wrócę muszę też zrobić pranie i wstąpić po żarówkę. Dlaczego zawsze ja muszę wymieniać te pieprzone żarówki? Lepiej pomyślę o czymś milszym, np. o weekendzie majowym, który się powoli zbliża. Pojedziemy na północ czy może do Andaluzji? Wolę na północ, to już taka majowa tradycja. Boże, jaka jestem śpiąca. Nienawidzę rano wstawać, robi mi się niedobrze. Mdli mnie o tej godzinie. Wlecze się ten pociąg, za chwilę będziemy na Atochy. Jest 7.37.

11 marca 2004 w tzw. cercanias czyli kolejce podmiejskiej w Madrycie, na skutek zamachów terrorystycznych życie straciły 192 osoby, 1858 zostało rannych.

Nie wiedziałam wtedy, że będę w Hiszpanii i że będę jeździć tymi pociągami, przynajmniej od czasu do czasu. Tak jak jeździ codziennie tysiące osób, do szkoły, do pracy, przypadkiem, celowo.  Tym pociągiem mógł jechać każdy. Bomby wybuchły między godziną 7.37 a 7.39 w momencie kiedy w kolejce znajduje się najwięcej ludzi, bo każdy się gdzieś śpieszy o tej godzinie.


Wyobrażam sobie, że wsiadam do tego pociągu i już z niego nie wychodzę, niczego się nie spodziewając i nie myśląc o niczym specjalnym. Dzień jak co dzień. W powietrzu czuć wiosnę, kwitną już wiśnie i migdałowce. 

wtorek, 25 lutego 2014

Paella- krok po kroku

Kiedyś pisałam już o paelli, skąd pochodzi, jakie są z nią związane tradycje, wszystkich zainteresowanych odsyłam do mojego starego blog ( wpis z 11 czerwca 2012 roku).

Dziś podaję przepis, wersji tego dania można znaleźć w Internecie setki, jednak najbardziej tradycyjna paella to paella mixta ( mieszanka ryżu z mięsem i owocami morza).  Na tę paellę podam przepis, można go oczywiście zmodyfikować, zrobić paellę z samym mięsem lub samymi owocami morza.

Najważniejszym składnikiem tego dania jest ryż, najlepszy ryż, to tzw. ryż Bomba, ma okrągłe, grube ziarenka, myślę, że jak się dobrze poszuka, to znajdzie się w jakimś polskim markecie z importowanymi produktami.

Pozostałe składniki, to:  czosnek, szafran, papryka ( może być w proszku, zarówno pikantna jak i łagodna), papryka świeża czerwona pokrojona w paski, fasola płaska i podłużna, tzw. płasko strąkowa, może być też bób, mięso z kurczaka i królika ( z kością, najlepiej udka), jeśli ciężko o królika, może być sam kurczak, a także garść świeżych kalmarów, kilka małży, krewetki oraz tzw. caldo de pescado czyli wywar rybny.
Skąd w Polsce wziąć małże, kalmary? Wiem, że świeże owoce morza nieraz sprzedaje Makro, a mrożone można znaleźć w Biedronce.

Jak zrobić wywar rybny?
Najlepiej jak znajdziecie kawałek świeżej ryby morskiej, trzeba go wrzucić do wody i po prostu ugotować, tego wywaru potrzeba sporo do paelli, najlepiej ze 2 litry. Doskonale do tego nadają się głowy ryby, ości, nie trzeba kupować całej ryby. Wywar solimy.

Jeśli ktoś chce zrobić wersję bez ryb i owoców morza (nie polecam, to już nie to!),  może użyć wywaru mięsnego, rozpuścić w wodzie zwykłą kostkę z kurczaka czy z wołowiny.

Będzie potrzebna duża patelnia! Zaczynamy od podsmażenia mięsa oraz papryki, podgotowujemy fasolkę i bób, a następnie podsmażamy. To samo robimy z krewetkami oraz kalmarami- podsmażamy. Odkładamy na inny talerz. Następnie na tą samą oliwę wrzucamy czosnek, ze 4 duże ząbki, nie kroimy i nie obieramy go ze skórki , wrzucamy w całości, dodajemy paprykę w proszku pikantną i łagodną, podsmażamy, a na końcu szafran lub tańszą wersję, przyprawę do paelli, taką, która da ryżowi żółty kolor. W Hiszpanii używa się też specjalnej papryki zwanej ñora, dodaje się ją w całości, ale nie wiem czy w Polsce da się taką kupić, wątpię…

I teraz najważniejsze, wrzucamy ryż, na 3-4 osoby, dwie, duże szklanki ryżu. Ryżu wcześniej nie gotujemy, wkładamy na patelnię na której jest szafran, papryka i czosnek i zalewamy to wywarem rybnym, tak , żeby  zakryło ryż.  Stopniowo dolewamy wywar aż ryż się ugotuje,  potrwa to ok. 15-20 minut. Jeśli skończy się wywar, dolewamy wody. Kiedy ryż kończy się gotować, dodajemy paprykę, mięso, fasolę, bób, kalmary, krewetki i małże, które „ugotują się” na parze, wcześniej ich nie smażymy , ani nie gotujemy. Układamy wszystko tak, aby ładnie i kolorowo wyglądało. Na końcu zdejmujemy z ognia, przykrywamy czystą ściereczką, ok.5 min. Paella ma być sucha, nie mokra, cała woda musi odparować, jeśli jest mokra, to już raczej jest arroz caldoso (rodzaj„risotto”) niż paella.



Zdejmujemy ściereczkę jak zacznie pachnieć jakby czymś przypalonym, ale nie przypalamy! Ryż na dnie, powinien przykleić się do patelni i tworzy coś, co walencjanie nazywają socarrat. Na końcu skrapiamy wszystko sokiem z cytryny i jemy. Czas przygotowania dania to około 45 min. wydaje się skomplikowane, ale jest bardzo proste, choć przyznam szczerze, że najlepiej podpatrzeć jak ktoś robi, jest później zdecydowanie łatwiej.


Bardzo dobrą paellę jadłam z zielonym groszkiem i borowikami, ryż robi się tak samo, tylko stosuje się wywar z grzybów. Można dowolnie łączyć składniki. Sekretem udanej paelli jest ryż oraz odpowiedni wywar i przyprawy. 
SMACZNEGO!

środa, 19 lutego 2014

Polska rewolucja antyseksualna

Zastanawiałam się czy w ogóle o tym pisać, ale po przeczytaniu artykułu w „The Guardian” [1] stwierdziłam, że poruszę tę kwestię. Obserwuję w Polsce zjawisko, które mnie niepokoi. Chodzi mi o wzrost ludzi o skrajnie prawicowych poglądach oraz o bezkarność Kościoła i księży. Przykro mi to napisać, ale Polska pod względem światopoglądowym jeszcze bardziej się uwsteczniła niż za czasów, kiedy w niej mieszkałam, a znowu nie są to czasy zamierzchłe.

Jak przyjechałam w grudniu do ojczyzny, to na każdym kroku toczyły się jakieś chore debaty o tzw. gender. Co to za jakiś absurd? Ponoć Kościół napisał cały list w tej sprawie, krytykując zjawisko, które istniało od zawsze i które istnieć będzie. Czy księża nie mają się czym zajmować? Czy media muszą w kółko o tym mówić? Słuchając kilku debat na ten temat przeraziła mnie ignorancja środowisk prawicowych w tym temacie, niby znają definicję gender, ale gadają farmazony. Zwłaszcza kobiety, które krytykują to zjawisko. Jedna pani prof. słusznie zauważyła i odpowiedziała takiej osobie: Droga Pani, gdyby nie gender, to nie siedziałybyśmy teraz i nie dyskutowały, bo musiałaby Pani być w domu z dziećmi, a nie robić karierę w polityce.

Kolejna sprawa, która mnie przeraża to Episkopat, który miedzy innymi jest przeciwny podpisaniu konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Co mam przez to rozumieć?  Czy będzie wreszcie kiedyś taka władza w Polsce, która zrobi porządek z Kościołem? Polska nie jest państwem kościelnym! Pan premier ma bardzo miękką dupę, bo nie umie nic z tym zrobić, a porządek powinien być już zrobiony dawno. Kościół opodatkować, ukracać bzdury, które publicznie mówią księża, łącznie, a może i przede wszystkim te, dotyczące pedofilii.

Oglądam jeszcze inną debatę wprost z Polski, tym razem o edukacji seksualnej, a potem o aborcji. Według niektórych osób edukacja seksualna równa się wyświetleniu filmu pornograficznego, nauką technik felatio czy bukkake. Takie odnoszę wrażenie. Odnoszę też wrażenie, że nie jest dla tych osób istotna sprawa: zdrowia, zapobieganiu temu, aby siedemnastolatka zaszła w niechcianą ciążę. Może dla niektórych edukacja seksualna nie jest ważna, bo sprawy dotyczące seksu  ich nie interesują. Mogę im tylko współczuć, ale nie może być tak, że garstka hipokrytów ogranicza normalnemu społeczeństwu dostępu do tego typu edukacji, która powinna być na porządku dziennym w szkołach!

Ostatnia debata, wypowiada się 24-latka z jakiejś skrajnie kościelno- prawicowej organizacji, nie pamiętam dokładnie jak się ona nazywała. Młoda dziewczyna, jak podkreśla, dziewica, co mnie zresztą w ogóle nie interesuje, bo to naprawdę nie jest sprawa do chwalenia się w telewizji, przekonuje trzy razy starszą od siebie kobietę, że rodzić trzeba zawsze i za wszelką cenę. Dziecko może być rośliną, ale musi się urodzić, kobieta w trakcie porodu może umrzeć, ale musi dziecko urodzić. Pani profesor, która pracowała w wielu krajach i widziała dużo więcej, łapie się za głowę i usiłuje wytłumaczyć dziewczynie, że w Polsce ludzie upośledzeni nie mają szans na normalne życie, nie są ani aktywni zawodowo, ani specjalnie nie widać ich na ulicy. Zarówno matka jak i taki człowiek skazani są na siedzenie w domu, kobieta zajmująca się takim dzieckiem jest niewolnikiem. Nie wszystkie panie muszą się na to zgodzić, wiedząc, że tak będzie. Po to robione są badanie prenatalne, żeby uniknąć  w jakimś stopniu tego typu sytuacji.  

Zawsze jak słucham takich młodych ludzi, wysłałabym ich na obowiązkowe praktyki w ośrodkach dla ludzi upośledzonych, z nieuleczalnymi chorobami genetycznymi.

Niepokojące jest to co się dzieje w Polsce, niepokoją mnie zwłaszcza opinie wygłaszane przez kobiety, które chciałabym wrócić do czasów sprzed emancypacji, nie trafiają do nich żadne argumenty, nie zdają sobie sprawy, że jeszcze kilka wieków temu, nie miałyby nic do powiedzenia, nie było by ich ani w polityce, ani w partii, ani nigdzie poza kuchnią…

wtorek, 14 stycznia 2014

Cudów nie ma, ale lepiej być optymistą.

Nowy Rok. Cudów nie ma, w lustrze ta sama twarz, może nawet trochę bardziej zaokrąglona po Świętach.  Na moje szczęście wkroczyłam w 2014 r. w dobrym humorze i z dużą dawką pozytywnej energii. Doszłam do wniosku, że musi być lepiej, bo po spadku jest wzrost, ot tak po prostu!

Przyznam też, iż czuję się już bardzo zadomowiona w Hiszpanii, pierwszy raz hiszpańska polityka wydaje mi się bardziej obrzydliwa niż jakakolwiek inna. Naprawdę chce się rzygać. Po pierwsze sprawy dotyczące korupcji i okradania państwa przez samą księżniczkę Hiszpanii. Jedyną jej rolą jest nieprzynoszenie rodzinie wstydu, bo naprawdę Infanta Cristina nie ma innych rzeczy do roboty, pracować nie musi, ani martwić się o kredyty, mieszkanie czy tak prozaiczną rzecz, jaką jest przygotowanie posiłku. Tłumaczenie się, że nie wiedziałam, ( nie wiedziałam, że okradam) jest po prostu żałosne. Kolejna sprawa, która burzy mi krew, to zmiana prawa aborcyjnego. O nic innego, tylko o politykę tu chodzi, o rację, o to, aby zmienić dobrze funkcjonujące prawo i uwodnić poprzedniej partii sprawującej władzę brak owej racji. Dotychczasowe prawo aborcyjne, zezwalało na dobrowolną aborcję do 12 tygodnia ciąży bez żadnych dodatkowych warunków. Teraz obecny rząd chce całkowicie zabronić aborcji, jedyne dwa przypadki, gdzie w świetle prawa będzie dozwolona, to  gwałt i ciąża zagrażająca życiu matki. Jeśli okaże się, iż płód jest zdeformowany, albo z poważną chorobą genetyczną, kobieta będzie zobligowana do urodzenia chorego dziecka, chorego, albo takiego, co w miejscu rąk będzie miało nogi…

O bezrobociu, które wcale nie maleje, nie chce mi się nawet wspominać. Kiedy jadę pociągiem do Madrytu, przynajmniej ze dwie osoby naraz żebrzą. Prawie codziennie oglądam program, w którym organizowane są zbiórki pieniędzy na otworzenie nowej firmy, bo niektórzy ludzie dosłownie zdychają z głodu. Takich historii wysłuchuję niemalże każdego dnia. „ Jem chleb z oliwą i posypuję papryką. Pierś z kurczaka dzielę na 4 porcje.” Albo: „Nie jem, bo muszę dać jeść swojemu sześciomiesięcznemu dziecku, ważyłam 54 kg teraz ważę 37 kg.” I ciągle powtarzają się słowa:  czuję się winny/ winna, bo nie pracuję. Ludzie czują się nic nie warci. Jakkolwiek patetycznie by to zabrzmiało, wszystko mnie boli jak tego słucham. Chyba najbardziej poruszyła mnie historia dwojga ludzi, w wieku mniej więcej moich rodziców, którzy postanowili zostawić wszystko i przenieść się do Madrytu, aby otworzyć sklep i być blisko syna, który ma zaburzenia psychiczne, w związku z czym potrzebuje ciągłej kontroli oraz opieki, ale z  drugiej strony jest bardzo utalentowanym studentem fizyki. Mężczyzna płakał i obwiniał się, że nie może znaleźć pracy. 50 lat, to już za dużo, żeby iść do pracy… Myślę, iż mężczyźni dużo gorzej odnajdują się w takim położeniu, czują się upokorzeni, bezwartościowi i odpowiedzialni za sytuację.


Myślę także, że pierwszym krokiem do wyjścia z bezrobocia w tym kraju jest przestać się obwiniać i odzyskać wiarę we własne możliwości, łatwe ? Nie, sytuacja przerosła wiele osób, które wydawały się być niezłomne. Niemożliwe? Nie. Coś za co cenię Hiszpanów, to niezwykłe poczucie solidarności, wzajemne wsparcie i nieprzeciętny optymizm, mimo wszystko. Wreszcie się tego nauczyłam. 

niedziela, 8 grudnia 2013

Tańcząc ze śmiercią

Patrzę na kartkę w kalendarzu. Nie ma odwrotu, rok pomału się kończy. Udzielam mu swojego błogosławieństwa, niech idzie już w cholerę. Chcę o nim raczej zapomnieć niż go zapamiętać.

Napisałam te zdania już jakiś czas temu i wciąż otwierałam plik, patrzyłam na te słowa, modliłam się do nich, myślałam, co by właściwie napisać. To takie banalne mówić o sobie w kategoriach, jak mi było źle, bo zdarzyło się tyle negatywnych rzeczy w tym pieprzonym roku. I tak naprawdę kogo, poza paroma bliskimi osobami, to obchodzi? Zawsze wszystko było dla mnie biało-czarne, oczywiste. Mogłabym podzielić się zatem swoimi przemyśleniami i wysnuć mądre wnioski. Tak, Drodzy Państwo, wszystko ma sens, swój cel, rzecz X dzieje się, bo rzecz Y. Nie. W tym roku nauczyłam się, że pewnikiem jest tylko śmierć. Możemy sobie planować miliony rzeczy i mieć nadzieję na kolejne miliony rzeczy, a to czy tak będzie nie zależy TYLKO od nas. Coś, gdzieś śmieje się z nas i zapewne śmieje się teraz ze mnie, że tak późno na to wpadłam. Niewątpliwie 2013 nauczył mnie pokory oraz tego, iż nic nie jest dane nam na zawsze. Nawet talent można w końcu zmarnować.  Miało nie być o mnie, więc nie będzie. Choć to niemożliwe, bo wszyscy, co piszą, piszą o sobie, jeśli ktoś się do tego nie przyznaje, jest albo dziennikarzem, albo hipokrytą.

Wybraliśmy się dziś do Madrytu do teatru, pokłóceni, w złym humorze. Maleńki kameralny teatr, na pięćdziesiąt osób, wtapiający się w witryny sklepów, ciemny, ponury, ale pachnący świecami. Na scenie żadnej dekoracji, paskudne, czarne ściany i pięciu znakomitych aktorów. Rozpoczynają swój dialog, każdy z nich reprezentuje inny typ człowieka. T. pewny siebie, wulgarny, krytykuje wszystkich i wszystko. M. jego zupełne przeciwieństwo, pierdoła i safanduła, ale za to ma ogromną wiedzę, taką, która do niczego się w życiu nie przydaje, zna się na geologii, literaturze i malarstwie. K. kobieta sukcesu, wie, czego chce, ma jasno postawione cele, swoją ciężką pracą wiele osiągnęła, jest antypatyczna, egoistyczna. I wreszcie N. słodka idiotka, istota żyjąca z głową w chmurach, boi się zejść na Ziemię, bo lepiej zamknąć się w świecie marzeń. I na końcu Śmierć, starszy Pan, nie Pani, która przyszła, żeby kogoś zabrać. 

Każda z czterech postaci rozpoczyna swoją spowiedź, argumentując dlaczego to ona powinna jeszcze żyć. Jak się okazuje w chwili spotkania ze Śmiercią każdy okazuje się tak samo śmieszny i żałosny.  Zarówno safanduła, jak słodka idiotka, a także osoby, które wydawały się być tak pewne siebie. Motyw tańca śmierci, do którego odwołuje się zresztą tytuł sztuki „Baile de los huesos” ( Taniec kości) jest stary jak świat, warto sobie  o tym przypomnieć, bo wydaje się nam- ludziom, że jesteśmy tacy ważni, wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju. Wydaje nam się, że nawet będziemy w stanie negocjować z Fortuną albo z samą Śmiercią. W chwili, gdy ona przychodzi, nasze życie jest po prostu komedią.  

W tym roku zadawałam sobie dużo trudnych pytań, ale głównie zaczynały się od słów: dlaczego ja? Zadawałam i wciąż sobie zadaję pytanie dotyczące śmierci, która wydaje mi się niesprawiedliwą. Zadawałam sobie pytanie: dlaczego i po co? Czemu musiała spalić się firma, w której pracuje E. i czemu ludzie, którzy tak ciężko pracowali zostali praktycznie z niczym i muszą zaczynać od nowa?  Czemu nie udało mi się osiągnąć czegoś, skoro w moim mniemaniu na to zasłużyłam?


W „Tańcu Kości” trzy osoby dostają drugą szansę, Śmierć zabiera tylko jedną. Reszta ma na tym świecie jeszcze coś do zrobienia. Czy w tym wyborze jest logika i sens? Czy ta czwarta osoba nie mogłaby też jeszcze czegoś zrobić? Nie wiem. Czasem rzecz X dzieje się bez związku z rzeczą Y. Po prostu tak musi być i lepiej się z tym pogodzić nie myśląc w swoim egoistycznym ludzkim mózgu, że Ja, Ja i Ja. Nie ośmieszajmy się bardziej, Fortuna ma już wystarczająco dużo powodów do kpiny. 

niedziela, 24 listopada 2013

100!

Uczestniczyłam dziś w uroczystości urodzinowej. I to nie byle jakiej, babcia Esmeralda kończy 100 lat, a właściwie to kończy 2 grudnia. Fiesta została zorganizowana dziś, żeby wszyscy mogli przyjść. 

Wyobrażam sobie 2 grudnia 1913. Sto lat to mnóstwo czasu! W 1913 r. Rosją rządził car, a Polska była pod zaborami. Natomiast w Hiszpanii skonstruowano pierwszy aparat do prześwietleń rentgenowskich.  W styczniu 1913 roku w stolicy Austro-Węgier w jednym czasie przebywali: Adolf Hitler, Leon Trocki, Josip Broz Tito, Zygmunt Freud i Józef Stalin. 

Esmeralda przeżyła dwie wojny światowe, cara i Hitlera. Urodziła dwie córki, ma troje wnuków i dwoje prawnucząt. Na imprezę przyszła z krzyżówką, na wypadek, gdyby jej się nudziło. Była zmartwiona swoją wagą. 
-Rene przytała, widzialaś? - mówi o drugiej babci Enrique. - Ale ja nie? Przytyłam czy nie przytyłam?
Jak widać nieważne ile kobieta ma lat, problemy wagi wciąż są aktualne. Aha, i planowała fryzjera na jutro. 
Zawsze wszystko jej się podoba, zawsze zadowolona, zawsze wszystko jej smakuje. 

Cofam się do roku 1913; 
  • Kobiety uzyskują prawa wyborcze w Norwegii
  • Ogłoszenie niepodległości Tybetu. 
  • Przedsiębiorstwo „R.J. Reynolds Tobacco” rozpoczęło produkcję papierosów marki Camel.
  • Wynaleziono zamek błyskawiczny.
  • W spektaklu Targ na dziewczęta po raz pierwszy w Polsce zatańczono tango.
Tyle ciekawostek. A jak wyglądały samochody? A jaka była moda? Można sobie to wyobrazić, przenieść się na chwilę do innej epoki. Poszukać starych zdjęć w internecie, w komodach naszych dziadków i babć. Dziś śpiewaliśmy hiszpańską piosenkę urodzinową, na szczęście nie śpiewa się 100 lat, tylko "szczęśliwych urodzin". 



czwartek, 14 listopada 2013

Tłumaczenia hiszpańsko-polskie i na odwrót

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do zjarzenia na moją stronę internetową, jeśli ktoś potrzebuje przetłumaczyć coś z polskiego na hiszpański lub z hiszpańskiego na polski czy też ma ochotę na konwersacje w tym języku, służę pomocą:

http://www.tlumaczeniahiszpanski.brejk.pl/

annakoronowska@hotmail.com / 0034 662 096 045