Pokazywanie postów oznaczonych etykietą upływ czasu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą upływ czasu. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 marca 2015

zdjęcie, którego nigdy nie było

W zeszłą sobotą zmarła babcia E., miała 101 lat. Mieliśmy zrobić jej zdjęcie z dziesięciomiesięcznym synem naszych przyjaciół. Żeby pokazać różnicę wieku. 100 lat, wiek. Nie zdążyliśmy. Od razu pomyślałam o tym zdjęciu, jak tylko się dowiedziałam, że już go nie zrobimy. Za długo czekaliśmy. Jak się ma 100 lat, to pewne rzeczy trzeba robić od razu. Albo wcale. To samo zresztą trzeba robić jak się ma lat 30, bo nigdy nie wiadomo czy robi się to po raz ostatni. 
Wszyscy wiedzieliśmy, że umrze, choć "umierała" już tyle razy, więc ciężko było w to uwierzyć. Z jednej strony poczuliśmy ulgę, bo ostatnie miesiące przebywała w izolatce mając halucynacje ( na skutek podawanego tlenu). Z drugiej strony będzie mi jej brakowało, optymizmu i dobrego humoru. 

Przebywanie w domu spokojnej starości uczy dystansu do świata. Tam czas toczy się inaczej, po swojemu. Wszystko wydaje się błahe, prozaiczne. Ważne jest tu i teraz. Śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja. Starsi ludzie lubią stabilność, kurczowo trzymają się godzin i rutyn. To daje im poczucie bezpieczeństwa. Pamiętam jak Esmeralda zawsze poganiała nas, żebyśmy odprowadzili ją na kolację, zajmowała swój stolik pół godziny wcześniej. Nie dało się jej przetłumaczyć. Te same osoby, o tych samych porach, choć z każdym miesiącem ktoś znikał. Przybywał też ktoś nowy. Ona wierzyła, że jeszcze wyjdzie stamtąd i wróci do domu, do swojego domu. Czasem nawet ja w to zaczynałam wierzyć. Przeżyła swojego męża o ponad 30 lat. Przez 40 lat płaciła ubezpieczenie "pogrzebowe". Ubezpieczyciel stracił swojego najlepszego klienta- podsumował Enrique. Będzie mi jej brakowało, tym bardziej, że swoich babć w ogóle nie widuję, teraz straciłam swoją "adoptowaną" babcię. I wciąż myślę o tym zdjęciu, którego nie było i nie będzie. 

 

czwartek, 24 października 2013

nostalgia

Znów nastał ten magiczny moment sprzątania szafy, zmiany garderoby z letniej na zimową. Nie lubię tego. Wolę wyciągać letnie sukienki niż je chować. Zawsze tym porządkom towarzyszy refleksja- jak ten czas leci. Dopiero co zaczęło się lato, a już połowa jesieni. Te wszystkie ciuchy przypominają mi o czymś. To miałam jeszcze w Polsce, a to kupiłam przy takiej okazji, a to dostałam od mamy. I znów wkładam je do pudła i zmykam wspomnienia. Coś powinnam wyrzucić, ale mi żal, bo może się przyda, bo może założę. A tak naprawdę w głębi serca wiem, że już nigdy nie założę. Dlaczego wciąż to trzymam? Czy liczę na powrót mody, na schudnięcie? Właściwie na co? Nic takiego się nie zdarzy. Tak jak nie wróci, to co było nawet jakbyśmy bardzo tego chcieli. Te rzeczy są nam niepotrzebne, a przetrwają w szafie wieki. Jak bardzo niepotrzebne są te graty możemy się przekonać w trakcie przeprowadzki. Wtedy człowiek jest zmotywowany do wyrzucenia niepotrzebnych szmat, biżuterii, gazet.  

Wraz ze spojrzeniem na dany przedmiot wracają wspomnienia.  Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jesienią zawsze dużo myślę o swoim rodzinnym mieście. Może dlatego, że Łódź pasuje do jesieni albo jesień pasuje do Łodzi. Ponure szarobure dni,  kamienice przedwojenne, bramy, w których nie wiadomo co się czai. Zapach wilgoci i mgły,  stęchlizny, zapach piwnic, pubów i soku imbirowego.
-Przepraszam ma Pani złotóweczkę?

I te mordy, siedzący na ławkach abnegaci. Ludzie z piwem na przystankach, na ławce. Dopóki nie przegonią ich pierwsze przymrozki. Królowie miasta. Bez nich to nie byłoby to samo. Idę dalej. Mijam fontannę, dochodzę do Orlenu. Jutro piątek, zacznie się balet.