piątek, 19 lutego 2016

tam, gdzie zawsze świeci słońce

Przeglądam swoje stare pliki i znajduję ten felieton, z czasów studenckich, kiedy to trzeba było pisać coś "na zaliczenie" na dziennikarstwie. I uśmiecham się sama do siebie, jakbym się naćpała. Śmieję się ze swojej naiwności. Słońce nie rozwiązuje wszystkich problemów. Ale żyć słodką nadzieją jest łatwiej niż gorzkim rozczarowaniem. 

Dónde siempre brilla el sol*

„Dzień dobry Pani, jak się Pani miewa? Trzeba jakoś przetrwać tę pogodę.”  - mówi na przystanku jedna kobieta do drugiej. Może sąsiadki, może koleżanki, zresztą bez różnicy. Obie ubrane w szare płaszcze i ciemne buty, jak większość ludzi o tej porze roku. Zastanawiam się nad dwoma rzeczami: co to znaczy, że trzeba przetrwać pogodę? Jakie jest lekarstwo na brak słońca i pluchę? Codziennie, od miesiąca, wyglądam przez okno w nadziei, że zobaczę chociaż jeden promień słońca, ale nic się nie zmienia. Szaro na ulicy, szaro na drzewach, szaro na niebie, życie w trumnie. 
Dlaczego słońce tak nie lubi naszego kraju? Drugą rzecz, nad którą się zastanawiam jest sposób, w jaki ubierają się ludzie, a właściwie dlaczego w tak ponurym okresie, jakim jest zima, sprzedaje się płaszcze, buty w ciemnych, smutnych kolorach? Jakby mało było szarości i burości? Mało kto się uśmiecha, wszyscy jacyś naburmuszeni i napuszeni, zresztą trudno się dziwić jak się żyje w świecie bez krztyny światła. 
Moje myśli w tym smutnym okresie wędrują daleko na południe, na Teneryfę, gdzie spędziłam wiele czasu. Wyobrażam sobie, co robią moi znajomi, czy wieje przyjemny wiatr od oceanu, czy  afrykański wiatr od pustyni, który sprawia, że robi się strasznie duszno i natychmiast po wyjściu spod prysznica pocisz się jak mysz. Zastanawiam się czy na mojej ulubionej plaży są wielkie dwumetrowe fale, które nie pozwalają, żeby wejść do wody czy jest odpływ i widać skały wulkaniczne. Czy dzieci bawią się przeskakując fale czy w sobotnie wieczory ludzie przyjeżdżają, żeby upijać się rumem i tańczyć w blasku księżyca, który w tej szerokości geograficznej wydaje się być ogromny. 
Ciekawe czy w autobusie, którym jeździłam do pracy czuć zapach olejku kokosowego, którym nacierały się ogromne, kolorowo ubrane kobiety z Senegalu. Czy Marokańczycy nadal zachowują się najgłośniej ze wszystkich, i czy w nocny ktoś włącza muzykę na cały autobus? Przypominam sobie o ogromnych, paskudnych karaluchach, które wyłaziły jakby spod ziemi kiedy tylko zaszło słońce. Kto by pomyślał, że będzie mi ich brakowało. 
Patrzę za okno, nie lata nawet mała muszka, a co dopiero karaluch. Nikt się nie śmieje, nie czuć olejku kokosowego, wiatr jeśli wieje, to tylko taki, który chciałby urwać głowę, powietrze nie pachnie oceanem tylko przedwiosenną ziemią, zgnilizną. Na drzewie nie rośnie ani jeden liść, na trawniku ani jedno źdźbło trawy. Wszyscy wyglądają tak samo,  widać tylko szarość i słychać pytanie:
„Dzień dobry, jak się Pani miewa?”




* ( hiszp.) gdzie zawsze świeci słońce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz