wtorek, 12 sierpnia 2014

rower- przyjaciel, który nigdy cię nie zawodzi

Dawno nie miałam takiego dnia,że chce się usiąść i płakać. Otóż tak, tak właśnie się czuję. W poniedziałek ukradli mi mój rower. Mnie i sąsiadom, którzy trzymali je na patio pod wiatą. Niektórym tylko odkręcili siodełka i kierownice. Ukradziony rower dostałam od koleżanki, jeździła na nim 14 lat, był to zwykły rower, nie wart dziś nawet 100 euro. Ale był mój- ukochany. Wiem, że nie wszyscy to rozumieją, ale są pewne rzeczy, które traktuję bardzo osobiście, jakby miały życie, są to książki, moja biżuteria ( nie jest ze złota, ani srebrna, po prostu są to oryginalne rzeczy, niejednokrotnie ręcznie robione) i rower. 

Rower, który tu jest mi niezbędny do poruszania się po mieście, bo nie mam samochodu, a komunikacja publiczna funkcjonuje fatalnie, prawie jej nie ma. Rower, który zabiera mnie we wszystkie miejsca, gdzie jest cisza, spokój, pola, króliki przebiegające przez drogę. Rower, który pozwala zakładać spódniczki, bo nie masz ani cellulitu, ani tłustych łydek. Tak naprawdę jest to, coś więcej niż zwykły kawałek metalu, to twój przyjaciel. Na początku mojego pobytu w Hiszpanii- jedyny tak naprawdę. Nie ma go, ktoś go zabrał, może rozebrał na części, może zniszczył, może wyrzucił. Patrzę na wszystkich, którzy przejeżdżają obok, może się znajdzie, może się pojawi. Nie, straciłam cię na zawsze, ukochany przyjacielu.  Dzięki tobie poznałam 93-letniego sąsiada, który podziela moją pasję i całe życie pracował w warsztacie naprawiając takich jak ty. Antonio miał szczęście, jemu roweru nie ukradli. Wczoraj szykował pułapkę na złodziei, ale ja myślę, że oni nie wrócą. Nie tutaj.

Najgorsze jest jednak to, iż są ludzie, którzy rowerów nienawidzą. Przekonałam się o tym, idąc do administracji zgłosić kradzież. W dużej mierze, to wina wiecznie zepsutych drzwi  wejściowych, wystarczy je kopnąći się otwierają. Administracja wydawała się zadowolona z kradzieży, przypominając mi, że to nie było miejsce na zostawianie rowerów. Miejsce, w którym nikomu rower nie przeszkadzał, nie stał w przejściu, nie zawadzał, nie robił krzywdy. Ponoć były osoby skarżące się na  to, iż tam stał.


Jacy ludzie są podli, pomyślałam sobie.Teraz już zaczynam podejrzewać, iż to nie przypadek ta kradzież. Ani nie przypadkiem ciągle miałam przebite dętki. Skąd w niektórych tyle zawiści, zgorzknienia, chamstwa? Z jednej strony codziennie spotykam tylu wspaniałych ludzi, a z drugiej tyle zawiści, podłości, na własnym podwórku… Pierwszy raz nabrałam ochoty na wyprowadzkę, bo naprawdę ciężko się tu mieszka. Pomijam już fakt niemówienia sobie dzień dobry, czy codzienne wrzaski do 24.00 wstrętnych bachorów, którym mamusia nie raczy zwrócić uwagi, gdyż zajęta jest rozmową z koleżanką albo pisaniem sms-ów. Najgorsza jednak jest ta podłość, złośliwość i utrata wiary w ludzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz