Dawno nie miałam takiego dnia,że chce się usiąść i płakać.
Otóż tak, tak właśnie się czuję. W poniedziałek ukradli mi mój rower. Mnie i
sąsiadom, którzy trzymali je na patio pod wiatą. Niektórym tylko odkręcili
siodełka i kierownice. Ukradziony rower dostałam od koleżanki, jeździła na nim
14 lat, był to zwykły rower, nie wart dziś nawet 100 euro. Ale był mój-
ukochany. Wiem, że nie wszyscy to rozumieją, ale są pewne rzeczy, które
traktuję bardzo osobiście, jakby miały życie, są to książki, moja biżuteria (
nie jest ze złota, ani srebrna, po prostu są to oryginalne rzeczy,
niejednokrotnie ręcznie robione) i rower.
Rower, który tu jest mi niezbędny do
poruszania się po mieście, bo nie mam samochodu, a komunikacja publiczna
funkcjonuje fatalnie, prawie jej nie ma. Rower, który zabiera mnie we wszystkie
miejsca, gdzie jest cisza, spokój, pola, króliki przebiegające przez drogę. Rower,
który pozwala zakładać spódniczki, bo nie masz ani cellulitu, ani tłustych
łydek. Tak naprawdę jest to, coś więcej niż zwykły kawałek metalu, to twój przyjaciel.
Na początku mojego pobytu w Hiszpanii- jedyny tak naprawdę. Nie ma go, ktoś go
zabrał, może rozebrał na części, może zniszczył, może wyrzucił. Patrzę na
wszystkich, którzy przejeżdżają obok, może się znajdzie, może się pojawi. Nie,
straciłam cię na zawsze, ukochany przyjacielu.
Dzięki tobie poznałam 93-letniego sąsiada, który podziela moją pasję i
całe życie pracował w warsztacie naprawiając takich jak ty. Antonio miał
szczęście, jemu roweru nie ukradli. Wczoraj szykował pułapkę na złodziei, ale ja
myślę, że oni nie wrócą. Nie tutaj.
Najgorsze jest jednak to, iż są ludzie, którzy rowerów
nienawidzą. Przekonałam się o tym, idąc do administracji zgłosić kradzież. W
dużej mierze, to wina wiecznie zepsutych drzwi
wejściowych, wystarczy je kopnąći się otwierają. Administracja wydawała
się zadowolona z kradzieży, przypominając mi, że to nie było miejsce na
zostawianie rowerów. Miejsce, w którym nikomu rower nie przeszkadzał, nie stał
w przejściu, nie zawadzał, nie robił krzywdy. Ponoć były osoby skarżące się na to, iż tam stał.
Jacy ludzie są podli, pomyślałam sobie.Teraz już zaczynam
podejrzewać, iż to nie przypadek ta kradzież. Ani nie przypadkiem ciągle miałam
przebite dętki. Skąd w niektórych tyle zawiści, zgorzknienia, chamstwa? Z
jednej strony codziennie spotykam tylu wspaniałych ludzi, a z drugiej tyle
zawiści, podłości, na własnym podwórku… Pierwszy raz nabrałam ochoty na
wyprowadzkę, bo naprawdę ciężko się tu mieszka. Pomijam już fakt niemówienia
sobie dzień dobry, czy codzienne wrzaski do 24.00 wstrętnych bachorów, którym mamusia
nie raczy zwrócić uwagi, gdyż zajęta jest rozmową z koleżanką albo pisaniem
sms-ów. Najgorsza jednak jest ta podłość, złośliwość i utrata wiary w ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz