sobota, 17 sierpnia 2013

Matavenero cz.1

Matavenero to miejsce, o którym zapomniał nawet diabeł. Wioska w górach, w prowincji Castilla y León.  Słynie z tego, że mieszkają w niej hipisi, punkowcy, cyrkowcy, ludzie, którzy nie umieją żyć w społeczeństwie…  Co roku odbywają się tu festiwale żonglerów, kursy pieczenia chleba, robienia mydła domowymi sposobami. Ludzie wygłaszają hasła: bądźmy bliżej natury, love, peace and freedom.  

Jeśli ktoś chce się wyciągnąć wtyczkę z odbiornika pt. cywilizacja, dobrze trafił. Nie ma tu zasięgu, telefony nie działają, nikt nie ma telewizora, nie ma nawet sklepów. Nie kupisz tu chleba, mąki, alkoholu, niczego.  Żeby dostać się do Matavenero trzeba skręcić w leśną dróżkę, a następnie zostawić samochód na parkingu i dalej na pieszo… Schodzi się w dół. Jeśli chcesz się tu wybrać, zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przede wszystkim jedzenie, ubrania, latarkę i papier toaletowy.  

Zapomnij o tym, co nazywasz normalnością. Zmień swoje nastawienie, a miło spędzisz tu czas…

Wdech, wydech, wdech, wydech. Zacznij przyzwyczajać się do zapachu marihuany. Jest częścią powietrza, którym się tu oddycha. Czy tego chcesz czy nie, przeniesie cię w inną czasoprzestrzeń. Chociaż  czas to niezbyt właściwe słowo. Nikt nie ma tu zegarka, godziny wyznaczają wschody i zachody słońca. Latem ludzie skupiają się na pielęgnacji swoich ogródków, żeby mieć co jeść. Zimą siedzą, a to u jednych, a to u drugich. Wdech, wydech. Każdy ciągle mówi o projektach, o tym, co ma do zrobienia. Mamy dużo pracy, harujemy tu jak woły. Ciągle to słyszałam. Przez 3 dni widziałam tylko jednego człowieka, który pracował. Dwudziestoletni chłopak- Namaste. Ma dwójkę rodzeństwa, ojciec nie żyje, matka jest czarownicą. Zajmuje się kartami, reiki, energiami. Wszystkim, oprócz własnych dzieci. Namaste pachnie polem i kozami, jak sam twierdzi nic nie jest mu potrzebne do szczęścia. Nie umie żyć w innym świecie. Zresztą inny świat poza Matavenero nie istnieje. Sam piecze chleb, robi ser, hoduje kozy i pomidory.

-Nie będę pracował jak niewolnik, za 40 euro miesięcznie przeżyję. Ludzie są głupi, pracują po 8-9 godzin dziennie za marne grosze. To niewolnictwo. Albo tacy Rumuni czy Polacy, pracują za 5 euro za godzinę przy zbiorze winogron.
-Uważaj, co mówisz, Anna jest Polką- wtrąca się Nora ( moja przyjaciółka).
-Nie przejmuj się, ja się nie przepracowuję- odpowiadam. I dodaję w myślach: bo nie muszę, bo nie brakuje mi niczego i za 40 euro, które starczają ci na miesiąc, spędzamy dobrze piątkowy wieczór. Jesteśmy niewolnikami i burżujami.

W Matavenero mieszka sporo Niemców i Szwajcarów.  Podejrzewam, że pobierają różnego rodzaju zapomogi, bo Niemcy dbają o swoich obywateli. Jeśli ktoś przedstawi dokumenty potwierdzające, iż jest zameldowany w Hiszpanii, nie pracuje od co najmniej dwóch lat, należy mu się pomoc. Dlatego w Matavenero nie ma Polaków, są za to w Andaluzji, gdzie zbiera się oliwki i na winobraniu za 5 euro za godzinę.

Spaceruję, widzę takie okazy motyli, o których tylko czytałam w przewodnikach, wszelkiego rodzaju rusałki i małe cudo- paź królowej, chciałabym zrobić mu zdjęcie, ale jest za gorąco, nie mam siły na gonitwę. Nora daje mi lekcję z flory. Wrotycz jest dobra na nieregularne miesiączki, wywar z łopianu oczyszcza cerę z toksyn. Jaskier zwalcza brodawki.  Idziemy nad rzekę. Woda jest taka, jak w lodówce, ale mimo wszystko przyjemnie jest się schłodzić. Zmyć brud Matavenero. Zapach kóz i siana. 

Domy w wiosce przypominają lepianki, szałasy, nikt nie ma pralki, zmywarki, telewizora. Nie wiem czy ktokolwiek ma łaziankę. Potrzeby fizjologiczne załatwia się na zewnątrz. W drewnianych budkach. Budka naszych przyjaciół, nie była nawet dobrze zabudowana. Jeśli ktoś chciał, spokojnie mógł zobaczyć, co robisz. Zresztą i tak jeśli się mało je, do ubikacji chodzi się raz na trzy dni.( Ludzie mało tu jedzą, głównie sery i warzywa. ) Jak wyglądają prysznice, nie mam pojęcia, bo tam nie dotarłam. Zresztą patrząc na mieszkańców Matavenero, sądzę, że niektórzy też nie wiedzą.

-Mój syn nie mył się od dwóch tygodni, ma dziewięć lat, sam powinien wiedzieć, że trzeba się myć. Powiedziałem mu, że będzie trzeba wyczesać wszy, latem wszystkie dzieci mają wszy.

Żyjemy blisko natury, wszy, pchły, karaluchy, myszy są częścią niej.

Pierwsza noc, usiłuję zasnąć. Nie mogę, jest mi duszno, przeszkadzają mi komary, świadomość, iż wszędzie są karaluchy i  myszy.  Nikt nie powie mi, że to normalne w XXI spać z myszami w domu. Zresztą… co jest normalne? Wdech, wydech, wdech, wydech…

Słyszę jak Nora  rozmawia ze swoimi przyjaciółmi  z Matavenero.
-Brakowało mi rozmów z WAMI, na zewnątrz konwersacje są takie powierzchowne…
No tak, o czym można rozmawiać z ludźmi, którzy są niewolnikami. Którzy pracują po 8 godzin dziennie za 5 euro . Rozmowy w Matavenero są głębokie. Plany, projekty, mrzonki, zamki na piasku. 

Nie istnieje tu coś takiego jak intymność, co chwila ktoś cię odwiedza, zwłaszcza jak przyjdziesz z zewnątrz i masz jedzenie. Nagle przy śniadaniu zjawia się ktoś, w bardzo ważnej sprawie, pije z tobą kawę, je twoje  grzanki, pali twoją marihuanę. To samo przy obiedzie czy kolacji.  O poranku otwierają się drzwi, wchodzi Niemka. Histeryczny śmiech. Taki, który pojawia się gdy zbyt często się odurzasz.

- Czekałam na was- mówi do moich przyjaciół. Czekałam na was aż wreszcie przyjedziecie, codziennie tu zaglądałam czy jesteście! Proszę, dajcie mi skręta!

Niemka remontuje piwnicę. Szła po narzędzia. Nie wiem jak ludzie pracują po wypaleniu skręta, który człowieka z zewnątrz powaliłby na tydzień. Myślę, że pracują na bardzo zwolnionych obrotach. Ci , co za dużo palą, nie mają nawet ochoty na zadbanie o siebie. Nie mówię o makijażu, mówię o umyciu się, uczesaniu, wypraniu swoich ubrań.

Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie przejmuj się, jesteś w Matavenero.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz